Oferta na pierwszy rok:

4 zł/tydzień

SUBSKRYBUJ
Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 24,99 zł!

Subskrybuj
Kraj

Tusk nie chce być prezydentem. Musi brać pod uwagę fatalny scenariusz dla Polski i Europy

Donald Tusk z żołnierzami, 18 maja 2024 r. Donald Tusk z żołnierzami, 18 maja 2024 r. Donald Tusk / Facebook
Ostatnie lata pokazały, że „strażnik żyrandola” może mieszać w polityce. Kohabitacja, jaką mamy od pół roku, okazała się pasmem konfliktów między obozem rządzącym a Pałacem. W czasie „przedwojennym” Polski nie stać na ten model.

Donald Tusk woli być premierem niż prezydentem. Oświadczył to w rozmowie ze znaną reporterką polityczną Justyną Dobrosz-Oracz, która wróciła do TVP Info. To wymowny gest lidera Koalicji Obywatelskiej wobec mediów znowu publicznych. Im pierwszym przekazał ważną deklarację na niecały miesiąc przed wyborami do Parlamentu Europejskiego i na rok z okładem przed wyborami prezydenckimi w Polsce. Równie ważnym politycznie elementem tej deklaracji Tuska było wyraźnie wskazanie na Rafała Trzaskowskiego jako tego polityka KO, któremu Tusk udzieliłby poparcia, gdyby prezydent Warszawy zgodził się wystartować do prezydentury.

Czytaj też: Tusk chce przerwać passę Kaczyńskiemu. Kto utwardzi skuteczniej, ten wygra

Tusk „strażnikiem żyrandola” nie będzie

Wskazanie Trzaskowskiego na kandydata KO pokrywa się z sondażami. Dobrze ponad 30 proc. elektoratu KO wymienia Trzaskowskiego jako swego faworyta. Ok. 30 proc. chciałoby kogoś innego. Tusk ma w tej kategorii wyraźnie mniejsze poparcie. Większość widzi na tym urzędzie mężczyznę.

Ale póki nie pojawi się nowe nazwisko w tej stawce, Rafał prowadzi. Szczególnie życzliwi są mu młodzi wyborcy. Ujmuje ich charyzmat i młodzieńczy urok Trzaskowskiego. Do tego dochodzi jego duże doświadczenie polityczne i zarządcze. No i doskonały wynik w ubiegłych wyborach prezydenckich, pomimo ich nierównego charakteru. Gdyby tamte wybory były równe, prawdopodobnie wygrałby je Trzaskowski.

Donald Tusk przegrał wybory prezydenckie w 2005 r. Już po porażce stracił apetyt na urząd głowy państwa. Mówił, że nie chce być „strażnikiem żyrandola”. Obecne oświadczenie o rezygnacji z ubiegania się o prezydenturę pada w innym kontekście politycznym. Dużo trudniejszym nie tylko dla kandydatów, ale i dla Polski. Tusk daje do zrozumienia, że chce tym wyzwaniom stawić czoło jako szef rządu gotowy do współpracy z następcą prezydenta Dudy. Rzecz jasna, najkorzystniejsza dla Tuska sytuacja byłaby taka, gdyby został nim kandydat KO.

Czytaj też: Kaczyński znów chce wygrać, Tusk przesuwa się w prawo. Wyborcy są zmęczeni

Tandem z Trzaskowskim

Szansa na to jest duża. Lewica i Trzecia Droga/PSL wystawią zapewne swoich pretendentów. Policzą głosy w pierwszej turze – bo druga tura wydaje się dziś nieuchronna – i przekażą poparcie kandydatowi KO, bo to on zgromadzi najwięcej głosów w elektoracie obecnej koalicji rządowej. Tak to wygląda na dziś, ale naturalnie jakieś wydarzenie, krajowe lub międzynarodowe, może ten scenariusz wywrócić.

Pisowska opozycja liczy np., że w wyborach europejskich siły skrajnej prawicy wysforują się na trzecią siłę, a może nawet lepiej. I że w USA wygra Donald Trump. Siły demokratyczne w Polsce i Europie muszą ten fatalny scenariusz brać pod uwagę i jednoczyć się, na ile to możliwe, aby się nie spełnił.

Trzaskowski ma na szczęście spore doświadczenie w polityce zagranicznej. Tusk jeszcze większe. Obaj stworzyliby silny tandem. Ostatnie lata pokazały, że „strażnik żyrandola” może mieszać w polityce, choćby dzięki wetu, jakim dysponuje. Kohabitacja, jaką mamy od pół roku, okazała się pasmem konfliktów między obozem rządzącym a Pałacem. W czasie „przedwojennym” Polski nie stać na ten model.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną