Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Tusk nie chce być prezydentem. Musi brać pod uwagę fatalny scenariusz dla Polski i Europy

Donald Tusk z żołnierzami, 18 maja 2024 r. Donald Tusk z żołnierzami, 18 maja 2024 r. Donald Tusk / Facebook
Ostatnie lata pokazały, że „strażnik żyrandola” może mieszać w polityce. Kohabitacja, jaką mamy od pół roku, okazała się pasmem konfliktów między obozem rządzącym a Pałacem. W czasie „przedwojennym” Polski nie stać na ten model.

Donald Tusk woli być premierem niż prezydentem. Oświadczył to w rozmowie ze znaną reporterką polityczną Justyną Dobrosz-Oracz, która wróciła do TVP Info. To wymowny gest lidera Koalicji Obywatelskiej wobec mediów znowu publicznych. Im pierwszym przekazał ważną deklarację na niecały miesiąc przed wyborami do Parlamentu Europejskiego i na rok z okładem przed wyborami prezydenckimi w Polsce. Równie ważnym politycznie elementem tej deklaracji Tuska było wyraźnie wskazanie na Rafała Trzaskowskiego jako tego polityka KO, któremu Tusk udzieliłby poparcia, gdyby prezydent Warszawy zgodził się wystartować do prezydentury.

Czytaj też: Tusk chce przerwać passę Kaczyńskiemu. Kto utwardzi skuteczniej, ten wygra

Tusk „strażnikiem żyrandola” nie będzie

Wskazanie Trzaskowskiego na kandydata KO pokrywa się z sondażami. Dobrze ponad 30 proc. elektoratu KO wymienia Trzaskowskiego jako swego faworyta. Ok. 30 proc. chciałoby kogoś innego. Tusk ma w tej kategorii wyraźnie mniejsze poparcie. Większość widzi na tym urzędzie mężczyznę.

Ale póki nie pojawi się nowe nazwisko w tej stawce, Rafał prowadzi. Szczególnie życzliwi są mu młodzi wyborcy. Ujmuje ich charyzmat i młodzieńczy urok Trzaskowskiego. Do tego dochodzi jego duże doświadczenie polityczne i zarządcze. No i doskonały wynik w ubiegłych wyborach prezydenckich, pomimo ich nierównego charakteru.

Reklama