Senacka poprawka do ustawy o KRS, przywracająca neosędziom prawo do kandydowania do Rady, wywołała protesty organizacji sędziowskich. Nie zgadzam się jednak z zarzutem, że jest to niecny „deal z Dudą” zawarty kosztem zasad. Jako jeden z autorów pragnę zapewnić, że kierowałem się właśnie zasadami. Rozpatrzmy zatem argumenty zwolenników odebrania neosędziom biernego prawa wyborczego.
1. Sędziowie-członkowie KRS powinni cechować się nieskazitelnością charakteru i praworządnym postępowaniem, tymczasem starając się o awans „z rąk” niekonstytucyjnej neoKRS, cechom tym zaprzeczyli. Trudno się nie zgodzić, ale czy to wystarczający argument dla pozbawienia prawa wyborczego? W erze „przedpisowskiej” żadna ustawa (obecnie dyskutowana również) nie zabraniała kandydować do KRS sędziemu uprzednio ukaranemu karą dyscyplinarną, np. za „oczywistą i rażącą obrazę przepisów prawa” czy „uchybienie godności urzędu” – choć o nieskazitelnym charakterze i praworządnym postępowaniu kandydata jako żywo nie można tu było mówić. Taki sędzia nie uzyskiwał po prostu poparcia w głosowaniu, dlatego omawiane indywidualne cechy kandydata powinni oceniać wyborcy, czyli – jak w nowej ustawie – wszyscy sędziowie.
2. Członkowie neoKRS w większości zostali wybrani w trybie, który wskazywał na ich uzależnienie od władzy politycznej (czyli PiS-u), a zatem istnieje podejrzenie, że awansami obdarzali sobie podobnych. Podejrzenie braku niezależności to jednak trochę za mało, aby zakazać kandydowania. Taki właśnie pogląd wyraził Sąd Najwyższy (w składzie siedmiu tzw. starych sędziów), który w uchwale z 2 czerwca 2022 r. stwierdził m.in. „Brak podstaw do przyjęcia a priori, że każdy sędzia, który uzyskał nominację w następstwie brania udziału w konkursie (przed neoKRS), nie spełnia standardu bezstronności”.