Niby nie jest źle. Wystarczy rzut oka na tygodniowe programy telewizji w Polsce i od razu widzimy, że audycje religijne nadają nie tylko kanały publiczne, ale i prywatne. Oferta jest bogata. Redaktorzy religijni w mediach publicznych i komercyjnych nie próżnują. Ale proszę wymienić z pamięci choćby dwa, trzy przykłady takich programów. Na co dzień religia w polskich mediach kojarzy się przeciętnemu konsumentowi prawie wyłącznie z Radiem Maryja i Telewizją Trwam, czyli dziełem o. Tadeusza Rydzyka. Media ojca Rydzyka wyparły inne propozycje religijne.
Czy media mają nawracać?
Czy tak musi być? Odkąd pojawiły się radio i telewizja, trwa dyskusja, jakie miejsce ma w nich zająć religia. W latach 20., kiedy zaczynała nadawać publiczna korporacja BBC, anglikański duchowny Rowland Grant pisał w „Radio Times”, że niepodobna, by jakiekolwiek urządzenie mechaniczne mogło skutecznie zająć miejsce żywego głosiciela Słowa Bożego. Z drugiej strony rozległy się głosy entuzjastycznego poparcia: radio to najpotężniejszy w dziejach chrześcijaństwa środek nawracania. Jeszcze w latach 40. nikogo nie dziwiło, że BBC pracuje nad planami skutecznej ewangelizacji dzieci, młodzieży i dorosłych, czyli całego społeczeństwa wychodzącego z wojennej traumy.
Czy generalnie świecki charakter radia da się pogodzić z misją ewangelizacji? W latach 90., kiedy sam pracowałem w BBC w Londynie, wewnętrzne kodeksy redakcyjne nie wspominały już słowem o misji ewangelizacyjnej, nakazywały za to obiektywne prezentowanie religii wyznawanych przez obywateli Zjednoczonego Królestwa: chrześcijaństwa w jego różnych konfesjach, islamu, hinduizmu, buddyzmu, judaizmu itd. Po wojnie postępy sekularyzacji okazały się trwałe, a pokój społeczny wymagał, by media, z BBC na czele, zrezygnowały z planów nawracania na chrześcijaństwo nowego, wielokulturowego społeczeństwa.