Po wyborach europejskich Sejm wrócił do pracy nad projektami, które od dawna dzielą koalicję rządzącą. Wrócił więc problem aborcji. Komisja nadzwyczajna przyjęła dekryminalizacyjną ustawę Lewicy, która znosi karanie za pomoc w aborcji i ma szansę zapobiec kolejnym wyrokom, takim jak ten Justyny Wydrzyńskiej, która przekazała drugiej kobiecie swoje własne tabletki aborcyjne. Nie byłoby także kary za zamówienie dla kogoś tabletek aborcyjnych ani umówienie wizyty w klinice. Inne zapisy są ukłonem w stronę lekarzy. Ustawa depenalizuje przerwanie cudzej ciąży do 12. tygodnia. Po 12. tygodniu byłoby to możliwe tylko w określonych przypadkach: w sytuacji ratowania życia lub zdrowia kobiety lub gdy występują wady płodu albo choroba zagrażająca jego życiu.
Posłanki prowadzące komisję nadzwyczajną, która pracuje nad projektami aborcyjnymi – Dorota Łoboda z KO (na fot. z lewej) i Anna Maria Żukowska z Lewicy (na fot. z prawej) – ogłosiły wielki sukces. Miał on też swoją cenę. W trakcie pracy nad ustawą wprowadzono kilka widocznych zmian, kompromisowych gestów w kierunku Polski 2050 i PSL. I tak: niekaralność aborcji miała dotyczyć ciąży do 24. tygodnia jej trwania – po poprawkach posłanki Żukowskiej ten czas skrócono do 12. tygodnia.
Dla aktywistek pomagających kobietom ustawa w takim kształcie idealna nie jest. Nazywają ją minimum przyzwoitości. „Do ustawy wstawiono 12. tydzień, a to bardzo niska granica, jeśli chodzi o rzeczywistość w Polsce” – uważają członkinie Aborcyjnego Dream Teamu. Tłumaczą, że w najgorszej sytuacji będą osoby, które są w ciąży z powikłaniami, a zostaną one wykryte powyżej 12. tygodnia (badania prenatalne przeprowadza się między 11. a 14. tygodniem ciąży). Drugie – i być może finalne – głosowanie nad tym projektem jest zaplanowane na drugi tydzień lipca.