Kraj

Bitwa o K2. Jak polsko-koreański projekt czołgowy wpadł w poślizg. Na koniec i tak będzie huk

Polsko-koreański wielki projekt czołgowy znalazł się na zakręcie. Po początkowym optymizmie nie ma śladu. Obie strony mają do siebie sporo żalu, wzajemnie obwiniają się o marnowanie czasu i potencjału. Polsko-koreański wielki projekt czołgowy znalazł się na zakręcie. Po początkowym optymizmie nie ma śladu. Obie strony mają do siebie sporo żalu, wzajemnie obwiniają się o marnowanie czasu i potencjału. Kacper Pempel / Forum
Trwa największe pancerne starcie w historii wielkich zamówień zbrojeniowych Polski. Naprzeciw siebie stoją jednak nie potężne czołgi, a osobowości, interesy oraz wizje rozwoju wojska i przemysłu obronnego.

Ta bitwa toczy się o przyszłość jednego z kluczowych programów zbrojeniowych Polski i Korei Południowej – opracowania polskiej wersji i wdrożenia produkcji u nas czołgu K2PL (na bazie konstrukcji firmy Hyundai Rotem). Za rządów PiS, niespełna dwa lata temu, zapowiedziano zakup tysiąca tych maszyn, z czego w Korei – na szybko – zamówionych zostało 180. Kolejne 820 miało wytworzyć polsko-koreańskie konsorcjum. Ponieważ PiS zamówił koreańskie czołgi pod presją wojny w Ukrainie i olbrzymich darowizn sprzętowych dla walczącego z Rosją sąsiada, to priorytetem Mariusza Błaszczaka był czas dostaw, a nie warunki współpracy przemysłowej. Przemysł ma się dogadać między sobą – nakazał ówczesny MON, wówczas jeszcze z myślą, że utrzyma władzę i będzie panował nad tym procesem. A w razie czego ręcznie nim sterował.

Czytaj też: Warszawa staje do wyścigu zbrojeń w regionie?

Skasować się nie dało, realizować nie było czego

Stosowne konsorcjum zawiązane zostało w marcu 2023 r. Ale kłopoty z dogadywaniem się wyszły na jaw, jeszcze nim PiS straciło władzę – dlatego nie doszła do skutku zapowiadana na jesień ubiegłego roku druga umowa na czołgi, tym razem z polsko-koreańskim konsorcjum, a nie samymi Koreańczykami. Potem nastąpiła wyborcza roszada, nowy rząd i kadrowe zmiany. Politycy, którzy kilka lat temu krytykowali zbrojeniowe pomysły PiS, a przed wyborami zapowiadali ich kontynuację, zastali rozgrzebane porozumienia, niedogadane kontrakty, nieprzygotowane zakłady, torpedujących się nawzajem lobbystów i – tak, tak – brak funduszy na spełnienie zapowiedzi poprzedników. Co gorsza, nowa władza sama nie miała pomysłu, jak to przeorganizować – skasować się nie dało, ale realizować nie było czego. Ponieważ jednak „z góry” przyszło wyraźne „stop” na kolejne zakupy „z półki”, konsorcjum nie dostało zamówienia. Podpisane w zeszłym roku porozumienie z końcem czerwca wygasło. W formalnym sensie polsko-koreańskie konsorcjum dziś nie istnieje, choć nadal obowiązuje „ramowa” deklaracja zakupu tysiąca czołgów i porozumienie techniczne dotyczące podziału zadań i transferu związanych z nimi technologii. Dostarczane są też kolejne wozy z realizowanego zamówienia (obecnie w Polsce jest 46 czołgów K2).

Polsko-koreański wielki projekt czołgowy znalazł się na zakręcie. Po początkowym optymizmie nie ma śladu. Obie strony (stron jest więcej, o czym za chwilę) mają do siebie sporo żalu, wzajemnie obwiniają się o marnowanie czasu i potencjału. Spóźniona umowa to późniejsze dostawy, a więc dłuższa luka w pancernych zdolnościach wojska – a to już nie tylko kwestia biznesu i wizerunku, ale bezpieczeństwa. Jeśli przyjąć, że Polska oddała Ukrainie nawet 350 czołgów (oficjalnie ta liczba nie została potwierdzona, ale przewija się w różnych wypowiedziach i materiałach), to nadal nie zamówiliśmy wszystkich zamienników, nie mówiąc o ich dostarczeniu. W Polsce są już wszystkie używane abramsy (116 sztuk), przejęte po amerykańskich Marines, ale na wszystkie 180 K2 poczekamy jeszcze dwa lata. Polska ma więc mniej czołgów niż przed wojną w Ukrainie, ale trzeba przyznać, że są to czołgi nowsze i lepsze od zdjętych ze stanu T-72 i PT-91. Pełnią sukcesu tej wymuszonej i przyspieszonej modernizacji miała być jednak produkcja tych nowych i nowoczesnych czołgów w polskich fabrykach i związany z nią postęp techniczny. Ścieżka amerykańska od początku była trudna. Przydatność czołgów z odzysku została odtworzona w USA, a 250 najnowszych abramsów, zamówionych wcześniej i nowo produkowanych dla Polski, też przyjedzie z amerykańskiej fabryki. Z Amerykanami niełatwo się nawet dogadać co do skali technicznych kompetencji, jakie miałyby do Polski trafić w ramach remontów i przeglądów. Ale ten problem znaliśmy od dawna, dlatego tak bardzo liczono na deklarowaną większą technologiczną przychylność Koreańczyków. Jak wiele delegacji przyjeżdżających z daleka do Polski ta z Seulu była początkowo zachwycona możliwościami, zasobnością polskiego budżetu obronnego i deklarowaną skalą zbrojeniowych inwestycji. Z nikim nigdy wcześniej nie podpisywali tak gigantycznych porozumień. Polska zaś nigdy wcześniej nie miała tak wielkich nadziei w zakresie skoku w technologii i skali produkcji. To miał być game changer na miarę epoki.

Ponieważ PiS zamówił koreańskie czołgi pod presją wojny w Ukrainie i olbrzymich darowizn sprzętowych dla walczącego z Rosją sąsiada, to czas dostaw, a nie warunki współpracy przemysłowej, były priorytetem Mariusza Błaszczaka.Kacper Pempel/ForumPonieważ PiS zamówił koreańskie czołgi pod presją wojny w Ukrainie i olbrzymich darowizn sprzętowych dla walczącego z Rosją sąsiada, to czas dostaw, a nie warunki współpracy przemysłowej, były priorytetem Mariusza Błaszczaka.

Czytaj też: Błaszczak wydaje miliardy: koreańska inwazja i szok w zbrojeniówce

Pancerna Ela z Poznania

Ambicje mają to do siebie, że przekraczają możliwości. Założenie uruchomienia produkcji w Polsce K2PL od 2026 r. dziś z wielu powodów okazuje się mrzonką. Najpierw strona przemysłowa (z obu krajów), która siadała do rozmów z otwartością, za długo czekała na wymagania od wojska i ocenę realności ich zrealizowania w określonym czasie. Jednocześnie Koreańczycy i Polacy na poziomie fabryk próbowali nie marnować czasu i uzgadniać obszary współpracy przy produkcji komponentów i docelowym składaniu całych maszyn. Wiodącą rolę miały tu poznańskie zakłady WZMot, wcześniej remontujące i modernizujące T-72 i leopardy, ale nigdy nieprodukujące ani niemontujące czołgów. Ten sam zakład miał też obsługiwać polskie abramsy, a ponieważ Poznań od 20 lat budował kompetencje do leopardów, po dodaniu K2PL miał być jedyną taką firmą pancerną w Europie.

Ale superfirmy nie tworzy się z roku na rok, za darmo i z samych ambicji. Odwiedziny ministra obrony czy prezydenta, silna pozycja w PGZ to za mało, gdy nie ma strategii i towarzyszących jej pieniędzy. Koreański pośpiech PiS nie pozwolił na namysł, a potem było za późno. Gdy nadeszła zmiana władzy, nastała pauza, a po niej nieoczekiwany zwrot. Nowa ekipa pancerne centrum Polski widziała na Śląsku, w Gliwicach. Do tamtejszego Bumaru-Łabędy PiS chciał skierować produkcję armatohaubic Krab, ale nowa koalicja – i nowy zarząd PGZ – zmieniła podejście. W maju z konferencji Defence 24 Day poszła w Polskę wieść, że Poznań czołgów K2 nie dostanie. Do teraz PGZ nie mówi jasno, gdzie ulokuje ich produkcję, ale cały czas zapewnia, że nie rezygnuje z planów jej uruchomienia. Skądś to znamy. Gdy PiS mierzył się z zarzutami wstrzymania modernizacji armii, wymyślił modny internetowy hashtag #zniczegonierezygnujemy. W praktyce zrezygnował np. z okrętów podwodnych, śmigłowców opartych na platformie caracali i paru innych zamierzeń poprzedników.

Teraz jednak czasy są inne, „przedwojenne”, jak to określa premier Tusk, i rezygnacja z koreańskich czołgów przy braku alternatywy byłaby nie tyle błędem, co obniżała siłę naszego wojska. Ale PGZ i inni aktorzy tego spektaklu nie wydają się zbytnio przejęci „upadkiem” czołgowego konsorcjum. Usłyszeć można, że niektórym jest to na rękę. Np. wojsku. Relacje między siłami zbrojnymi a przemysłem zbrojeniowym są tradycyjnie „skomplikowane”. Oficerom zależy na otrzymaniu sprzętu dobrej jakości i szybko, mniej ich interesuje skąd i za ile. Gdy mają wybór, wolą zamówienia „z półki”, z ewentualnym offsetem dla zabezpieczenia obsługi i remontów. Kwestia transferu technologii czy produkcji w Polsce to nie ich bajka. Zdominowanie przez wojsko Agencji Uzbrojenia ułatwia wpływ tej narracji na decydentów w MON. Fakt, że PGZ i jej firmy formalnie do tego resortu nie należą, gra na ich niekorzyść, bo przy stoliku z generałami Ministerstwo Aktywów Państwowych jest w mniejszości lub go nie ma. A nie jest też tak, by ten drugi resort miał jakąś nową i efektowną strategię dla PGZ. Poszczególne spółki, jak poznańskie WZMot, zależą od warszawskiej centrali, a jak słychać obecne relacje PGZ z Poznaniem są na miarę sympatii Legii z Lechem. Doszło do tego, że nazywana w branży Pancerną Elą prezeska poznańskich zakładów Elżbieta Wawrzynkiewicz na prośbę centrali nie może komentować sytuacji. Koreańczycy, którzy mieli z nią swoje przejścia, w osłupieniu obserwują sytuację – wciąż niepewni nowych zamówień i przyszłości wielkiego projektu. Rozmawiają z PGZ i szykują nową umowę konsorcjalną, zapewne już bez udziału firmy z Poznania. Ale umowa wykonawcza na kolejne czołgi to kwestia kilku miesięcy, będzie najwcześniej na wrześniowych targach MSPO w Kielcach. Komunikat zbrojeniowej centrali z wtorku mówi jednak o wiodącej roli, jaką w programie K2PL, pełnić ma zakład znad Warty.

Pani prezes tymczasem podjęła ofensywę. Na zaproszenie posłów z Poznania i Wielkopolski (z różnych partii) przedstawiła wizję Wielkopolskiego Centrum Pancernego, czyli wianuszka podmiotów z WZM-otem w środku. Opowiedziała o realiach i możliwościach współpracy z Niemcami (leopardy), Amerykanami (abramsy) i Koreańczykami (K2PL). Najbardziej dostało się MON i centrali PGZ – za brak decyzji, a nawet blokadę informacyjną. Jeśli potrzebny był dowód, że zmiana władzy nie poprawiła wcale relacji w zbrojeniówce, to właśnie jest. Na korytarzach mówi się wręcz o personalnej wojnie między Wawrzynkiewicz a prezesem Krzysztofem Trofiniakiem. A jednak na prezentacji był inny członek zarządu PGZ, Marcin Idzik, i generalnie wspierał poznańską wizję, z zastrzeżeniem, że sama lokalizacja produkcji K2PL to na dziś kwestia otwarta. Wpływowy poseł KO Marcin Bosacki obiecał zapytać o sytuację z czołgami ministerstwo aktywów. Agencja Uzbrojenia z ramienia MON wyjaśnia, że wygaśnięcie porozumienia konsorcjalnego wcale nie oznacza, że tym samym zawalił się cały program produkcji K2PL.

Czytaj też: Sprzedać Polsce abramsy, odstraszyć Rosję

Będzie huk

Rzeczywiście ten projekt wydaje się za duży, by upaść. Ale biznes zbrojeniowy to ciągła walka o pieniądze i wpływy rynkowe. Polska sama zapewnia duże ssanie dla rozbudowywanej armii, ale stanowi też drogocenny przyczółek dla dostawców, bo Warszawa zbudowała sobie markę zbrojeniowego potentata, wybierającego najskuteczniejsze uzbrojenie. Patrzcie – mówią firmy ze świata – skoro Polacy kupują nasz sprzęt, to znaczy, że jest najlepszy. Jednak dopóki nie zostaną podpisane umowy wykonawcze, nic nie jest na sto procent przesądzone, dlatego walka o nowe zamówienia lub zmianę zapowiedzi zamówień nie ustaje.

Zmiana rządu wywołała okres niepewności, który się ponad miarę przedłuża. Komu może zależeć na przekierowaniu „koreańskiego projektu”? Oczywiście konkurenci są dwaj, a z nich większy potencjał do przeszkadzania mają Amerykanie. Pewni swoich politycznych wpływów z chęcią zobaczyliby zamówienie np. na 500 dodatkowych abramsów. Ponoć pod takim warunkiem kładą na stolę dobrą ofertę przemysłową. Z kolei Niemcy mający dziś dużo gorszą pozycję niż przed dekadą, też nie pogardziliby zmianą polskiego kursu z dalekiego wschodu na bliski zachód, a na ich korzyść przemawia mająca już dwie dekady tradycja leopardów w Polsce. Bardziej egzotycznych potencjalnych oferentów można szukać w Turcji, ale pytanie, czy Polskę stać byłoby na rozpoczynanie czegoś od podstaw z nowym partnerem.

Pancerna bitwa trwa. Gdy się rozstrzygnie, będzie huk.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Śledztwo „Polityki”. Białoruska opozycjonistka nagle zniknęła. Badamy kolejne tropy

Anżelika Mielnikawa, ważna białoruska opozycjonistka, obywatelka Polski, zaginęła. W lutym poleciała do Londynu. Tam ślad się urwał. Udało nam się ustalić, co stało się dalej.

Paweł Reszka, Timur Olevsky, Evgenia Tamarchenko
06.05.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną