W 1969 r. Laurence J. Peter, kanadyjski pedagog, sformułował zasadę głoszącą: „W organizacji hierarchicznej każdy awansuje aż do osiągnięcia własnego progu niekompetencji”. Wprawdzie zasada dotyczy struktur urzędniczo-menedżerskich, ale może być uogólniona na świat polityki. W samej rzeczy wielu polityków zachowuje się tak, jakby osiągnęli próg niekompetencji. Skupię się na rodzimych przykładach.
Prezes dumał i wymyślił Dudę
Pan Duda jest innym przykładem aplikacji zasady Petera. Ilustruje to parafraza żartobliwej opowieści o stadiach kariery menedżerskiej: „Prezes dumał, dumał i wymyślił kandydata. Powiedział mu: Andrzej, ty będziesz prezydentem. Andrzej zgodził się, bo kto by nie chciał być prezydentem. I został. Mało kto wiedział, dlaczego i po co. Tak po prostu został. Wędrował tylko naturalną dla niego drabiną kariery uniwersyteckiego adiunkta. I dotarł do swojego wymarzonego punktu. Do punktu niekompetencji”.
Wedle opinii moich kolegów z Wydziału Prawa i Administracji UJ p. Duda był typowym nauczycielem akademickim, kompetentnym w zakresie swoich obowiązków zawodowych. Stał się niekompetentny jako osoba pełniąca funkcję głowy państwa polskiego.
Mieniąc się prezydentem wszystkich Polaków, powinien np. zakazać swoim doradcom noszenia w klapie marynarek flagi będącej znakiem jednej partii, mianowicie skrywającej się pod skrótem PiS. Po kilku miesiącach urzędowania p. Dudy w jego postadiunkckiej roli stało się jasne, że został wykoncypowany przez p. Kaczyńskiego jako długo-PiS, ale demonstrowanie tego przez personel kancelarii prezydenta jest obciachem. Podobnie można powiedzieć o p.