Podczas posiedzenia parlamentarnego zespołu ds. rozliczeń PiS sędzia Arkadiusz Cichocki, były członek „Kasty”, opowiadał m.in. o swoim koledze Tomaszu Szmydcie, który obecnie przebywa na Białorusi.
„Pewnego razu sędzia Szmydt zapytał mnie, czy widziałbym miejsce życia w okolicach Moskwy. Potraktowałem to jako żart. Jak o tym myślę, to składa się to w całość. Jego wyjazd był jednak dla mnie szokiem – tłumaczył Cichocki. – Ja znałem Tomasza Szmydta, miałem z nim prywatną relację, jak trafił tam, to myślałem, czy jest bezpieczny, czy trafił tam z własnej woli. Zajmował się nie tylko sprawami funkcjonariuszy, ale także sprawą dotyczącą tzw. wycieku danych z krajowej szkoły sędziów i prokuratury. Wyciekły dane ponad 50 tys. osób”. Jak dodał, jeśli wyjazd był planowany, to Szmydt dysponuje danymi, które „byłyby niezwykle cenne dla obecnego państwa”.
Równie duża część wyjaśnień Arkadiusza Cichockiego dotyczyła roli wiceministra w rządach PiS Łukasza Piebiaka, który miał przyspieszyć karierę Szmydta. „Nie można było nie być człowiekiem Zbigniewa Ziobry. (…) Odmówienie czegoś ministrowi mogło wiązać się z konsekwencjami. 6 listopada złożono mi propozycję, bym był tzw. prezesem faksowym, a 10 listopada nim zostałem” – tłumaczył.
Byłego wiceministra nazwał swoim mentorem. „Chodziło o to, żeby wprowadzać do sądownictwa sędziów, których my sobie wybraliśmy. Może nie wszystkich sędziów to dotyczyło, ale wśród wielu uczciwych sędziów w KRS jest grupa, która była połączona systemem benefitów z władzą. (...) Jest jeszcze druga kwestia: wiąże się z tym też wydalanie ze służby sędziów, którzy nie byli po naszej myśli”.