Niezgoda w sprawie zgody
Zgoda na seks i nowa definicja gwałtu. Czy to zadziała? Czy prawo zmieni polskie obyczaje?
Nowa definicja uruchomi lawinę fałszywych oskarżeń – obawiają się mężczyźni. Ofiar raczej nie zachęci do zgłaszania gwałtów z obawy przed stygmatyzującą i upokarzającą procedurą – sądzą kobiety. Narobi chaosu w orzecznictwie, ale koniec końców nic w nim nie zmieni – uważają sędziowie.
Na sali sądowej po zmianie definicji gwałtu różnica ma być taka, że o ile wcześniej sąd ustalał, czy ofiara protestowała, o tyle teraz będzie badał, czy wyraziła zgodę. Do tej pory szukano materialnych dowodów protestu: obrażeń na ciele ofiary, zeznań świadków. Ale jak badać, czy się zgodziła? Jak ma być wyrażona ta zgoda: pisemnie? Przy świadkach? Na ile szczegółowo? Bez dowodów sąd będzie miał oświadczenie przeciwko oświadczeniu. Komu uwierzy? I na jakiej podstawie?
Obawy mają przede wszystkim mężczyźni, bo to głównie oni są sprawcami gwałtów. Mówią, że to będzie łamanie podstawowej, zapisanej w konstytucji i międzynarodowych konwencjach zasady domniemania niewinności. Oznacza ona m.in., że to nie oskarżony udowadnia swoją niewinność, ale oskarżyciel udowadnia winę oskarżonemu. Zaś sąd wątpliwości przesądza na korzyść oskarżonego. „Mężczyzna musiałby udowodnić swoją niewinność. Ciekawe jak? To jest prosta droga do złamania życia tysiącom mężczyzn. Czyste barbarzyństwo” – napisał szef Konfederacji Sławomir Mentzen na X, gdy Sejm zajął się projektem Lewicy o zmianie definicji gwałtu.
Mnożą się wątpliwości. Np. czy będzie można legalnie uprawiać seks z osobą nie w pełni trzeźwą? Bo przecież, jeśli nawet wyraziła zgodę – choćby niewerbalnie, np.