W sieci władzy
Sieć Łukasiewicz – jak ją rozplątać. Miał być wielki projekt, jest wielki problem i karuzela stanowisk
Premier Mateusz Morawiecki w exposé w Sejmie 2017 r. powiedział: „Sieć Badawcza Instytut im. Łukasiewicza będzie jedną z największych w Europie tego typu instytucji. Polska nauka w dużo większym niż obecnie stopniu stwarzać musi podstawy rozwoju naszej gospodarki i zamożności Polaków”. Centrum Sieci Badawczej Łukasiewicz powstało w 2019 r. po przegłosowaniu przez PiS specjalnej ustawy. Zapewniano, że chodzi o zacieśnienie współpracy podlegających rządowi 38 instytutów badawczych (po konsolidacji jest ich dziś 22) z biznesem. Centrum w Warszawie miało koordynować współpracę badaczy i komercjalizację ich wyników.
Pod koniec maja pisaliśmy w POLITYCE, co przez pięć lat działo się w Centrum, o pensjach prezesów dochodzących do 56 tys. zł i o podpisywanych przed wyborami parlamentarnymi w 2023 r. aneksach do umów, które wydłużały okresy wypowiedzenia w przypadku odwołań. Dziś już wiadomo, że wszystkie te kwoty w sumie wyniosły ponad 9 mln zł.
Departamenty kierowników
W lipcu na posiedzeniu sejmowej podkomisji powołany w marcu nowy prezes SBŁ Hubert Cichocki, już po audycie, przyznał wprost: „Od 2019 r., czyli przez pięć lat funkcjonowania Sieci Badawczej Łukasiewicz, samo Centrum nie stało się organizacją zdolną do wygenerowania wartości dodanej z punktu widzenia funkcjonowania instytutów Sieci”. Za czasów PiS zatrudniono w nim 84 osoby, z czego 26 to dyrektorzy, kierownicy i ich zastępcy. Niektóre departamenty składały się wyłącznie z kierowników. Niektórzy dyrektorzy nie pozostawili żadnych udokumentowanych śladów swojej działalności. Brakuje np. dokumentacji wartej 1,5 mld zł inwestycji w kampus w Macierzyszu. Były za to umowy na wysokie kwoty, np. z początku 2020 r. na usługi prawne z kancelarią SMM Legal (od 2023 r.