Eksperci jednej z platform wyjaśniających ekstremalne zjawiska pogodowe przyjrzeli się niżowi genueńskiemu Boris odpowiedzialnemu za powódź m.in. w Polsce. Według nich kataklizm w znacznej mierze spowodowały działania człowieka. Politycy PiS poszli dalej i na podstawie własnych obserwacji ustalili, że nazwisko tego człowieka brzmi Donald Tusk.
Jak podkreślają, główna przyczyna powodzi to nieudolność i lenistwo rządu Tuska. Jarosław Kaczyński przed Tuskiem ostrzegał Polaków na długo przed powodzią. Alarmował, że pozostający na usługach Niemiec Tusk nie zapewni im bezpieczeństwa, niestety jego ostrzeżeń nikt nie traktował poważnie. Nic dziwnego, że Polacy zostali przez żywioł kompletnie zaskoczeni.
„Gdyby PiS popełniło choć 5 proc. błędów Tuska przy powodzi, obalono by rząd” – poinformował prawicowy portal braci Karnowskich. Zgadzam się z Karnowskimi, że fakt, iż rządu Tuska nikt nie zamierza obalać, to gigantyczny skandal i dowód politycznej dyskryminacji. W PiS ocenia się, że gdyby dziś rządził rząd Morawieckiego, do powodzi mogłoby w ogóle nie dojść. Mogłyby nie zostać zalane Kłodzko, Głuchołazy czy Lądek-Zdrój, nie ma też żadnych powodów sądzić, że woda zniszczyłaby szpital w Nysie i przerwała tamę w Stroniu Śląskim.
Poseł Bogucki, jeden z kandydatów PiS na kandydata na prezydenta, ocenił, że w tej sytuacji Tusk powinien pilnie przekazać dowodzenie komuś, „kto jest kompetentny i ma wiedzę o zarządzaniu kryzysowym”. Na jego apel szybko zgłosił się były premier Morawiecki, który pouczył rząd, że „należy uruchomić tarczę antypowodziową, i to natychmiast”. Z tym że rząd Tuska raczej niczego skutecznie nie uruchomi, bo według Jarosława Kaczyńskiego, „żeby dobrze rządzić, trzeba być przygotowanym merytorycznie, ale trzeba też być na pewnym poziomie kultury”.