Jak wiemy, w National Harbor pod Waszyngtonem, w ostatnim dniu corocznej konferencji CPAC (Conservative Political Action Committee), goszczącej kilku ultraprawicowych polityków zagranicznych, z oskarżanym o przygotowywanie zamachu stanu byłym prezydentem Brazylii Jairem Bolsonaro na czele, Andrzej Duda spotkał się na chwilę z Donaldem Trumpem.
Duda honorem się nie unosi
Trudno się dziwić, że „internety” wyśmiewają Andrzeja Dudę, który w wyniku upartego antyszambrowania w pałacach Donalda Trumpa dobił się upokarzającej „recepcji” w postaci dziesięciominutowej rozmowy.
Owszem, to wszystko jest poniżające – i dla Dudy, i dla nas wszystkich. Bo przecież, czy się nam to podoba, czy (raczej) nie podoba, Andrzej Duda wciąż jest naszym prezydentem i reprezentuje cały nasz naród w świecie. Upokorzeniem są wielomiesięczne zabiegi o spotkanie, dane prezydentowi marne kilka minut „między wódką a zakąską”, z dala od Białego Domu, a także fakt, że Duda ledwie mówi po angielsku i ta rozmowa wyglądała zapewne tak, że wolelibyśmy tego nie słyszeć.
Tylko czy sam Trump nie jest upokorzeniem dla Ameryki? W czym jest lepszy od niezbyt rozgarniętego, ale też raczej spokojnego i w miarę obliczalnego Dudy? Może to nawet dobrze, że Duda ma taki charakter, jaki ma. Ktoś inny na jego miejscu nie biegałby za Trumpem jak mały piesek, a ten się nie krępuje ani nie unosi honorem. Czasy są dziwne, trudne i niepodobne do niczego, co przeżywaliśmy, jak daleko sięga nasza pamięć. Honor mało się liczy, za to chimeryczne sympatie i antypatie Trumpa liczą się bardzo.