Duda u Trumpa. W dramatycznej sytuacji nawet takie rutynowe gesty mają znaczenie
Tylko niecałe dziesięć minut zamiast zapowiadanej godziny trwało spotkanie Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem w ostatnim dniu konferencji konserwatystów (CPAC) pod Waszyngtonem. Biały Dom poinformował jednak, że prezydent RP zdążył uzyskać od Trumpa potwierdzenie bliskości sojuszu polsko-amerykańskiego i pochwałę za „zaangażowanie Polski w zwiększenie wydatków na obronę”.
Czytaj też: Trzy salwy w Europę. Ekipa Trumpa łasi się do Rosji, koszmar się spełnia
Wielki przyjaciel z Polski
Podobne sformułowania to w normalnych okolicznościach jedynie wyraz rutynowej, dyplomatycznej kurtuazji. W obecnej dramatycznej sytuacji, kiedy ważą się losy wojny między Rosją a Ukrainą, na której zakończeniu Trumpowi zależy, mają jednak znaczenie – o ile oczywiście można traktować jego słowa jako wiążącą, acz ogólnikową deklarację.
Uczestnikom konferencji Trump przedstawił w każdym razie Dudę jako „fantastycznego człowieka” i „wielkiego przyjaciela”. Nie szczędził mu komplementów i duserów, jak przy okazji poprzednich spotkań w Warszawie i Waszyngtonie. Powiedział też, że przyjedzie do Polski.
Polsce zależy na kontynuacji pomocy amerykańskiej dla Ukrainy, a przynajmniej dalszej obecności wojsk USA na wschodniej flance NATO. Po spotkaniu Duda powiedział, że prezydent USA „przewiduje umocnienie amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce”. Dla Trumpa nasz kraj jest prymusem w NATO, bo wydaje na obronę największą część PKB – ponad 4 proc. – podczas gdy większość członków Sojuszu ok. 2 proc. albo nawet mniej. Trump wezwał wcześniej kraje NATO do wydawania 5 proc.