Mój najszczęśliwszy dzień
Mój najszczęśliwszy dzień: dzień przybycia do Auschwitz. Wspomnienie z piekła
Gdzie byłem przedtem? Gdzie byłem, zanim z zakratowanego okienka bydlęcego wagonu – o świcie 31 sierpnia (załadowani zostaliśmy 29 sierpnia 1944 r.) – gdy pociąg zahamował, ujrzałem druty kolczaste i słupy ognia wydobywające się z kominów (później się dowiem, że z krematoriów)? Byłem w getcie łódzkim (Litzmannstadt Ghetto), osadzony w nim wraz z niespełna 200 tys. innych, mnie podobnych, skazanych za niewłaściwe pochodzenie współwięźniów, od kwietnia 1940 r. (getto łódzkie było pierwszym, chronologicznie biorąc – faktycznie: drugim, bo w Piotrkowie Trybunalskim getto utworzono kilka dni wcześniej – i jedyną tak szczelnie, wręcz hermetycznie zamkniętą „żydowską strefą zamieszkania”). Bez znajomości pewnych realiów z getta główny temat tego tekstu będzie niezrozumiały.
A więc jesteśmy w getcie i zawiązują się w nim – z biegiem czasu – różne konspiracje, konspiracje o rozmaitych zabarwieniach, o rozmaitych orientacjach ideologicznych i politycznych. Ja zostałem przyjęty – jako nastolatek – do organizacji konspiracyjnej pod nazwą Lewica Związkowa. Nie będę wchodził w szczegóły naszej działalności konspiracyjnej. Powiem tyle, że w końcowym pobycie w getcie uzyskaliśmy dostęp do nasłuchu radiowego, więc do informacji z zagranicy. I dzięki temu dotarły do naszej organizacji raporty BBC o obozie w Auschwitz-Birkenau. Raporty dość szczegółowe. Ja właśnie zapamiętałem dokładny opis „rozładowania” transportu na rampie, przebiegu selekcji i tego, co się dzieje z więźniami po selekcji. Raport BBC był bardzo wyrazisty, obfitował w szczegóły i – ze zrozumiałych względów, był to już rok 1944! – wrył mi się (tak dosłownie, w moim przypadku nie jest to zwrot wyświechtany!) w pamięć…
Długi ciąg drutów
A teraz przemieszczamy się w czasie.