Kraj

Sowa na schodach

Media społecznościowe są globalnym salonem: każdy z każdym może się retorycznie spróbować. Ale tak kiedyś, jak i dziś dominacja salonu nad salą seminaryjną jest zabójcza dla myślenia.

Zatkało mnie! Naprawdę mnie zatkało! – obwieściła wzburzona sąsiadka. Nie chce pan wiedzieć co? – dodała, zanim nabrałem powietrza, żeby zapytać. – Ta Grenlandia mnie zatkała.

– A – mruknąłem nieco rozczarowany. – Już dość dawno to powiedział, podobno nawet za pierwszej prezydentury.

– Pan się zdążył już tym znudzić, a ja wciąż nie mogę znaleźć słów na taką bezczelność.

Zawstydziłem się. – To nie tak. Tylko trudno traktować poważnie kogoś, kto codziennie wygłasza podobne nonsensy – tłumaczyłem się.

– No nie wiem – odparła. – Wydaje mi się, że jak ktoś jest najważniejszym prezydentem świata, to żadne jego słowo, nawet najgłupsze, nie jest nieważne.

Żyjemy w czasach, kiedy na wszystko trzeba mieć odpowiedź ostrą. Każdy. I to szybką. Nieważne czy materia jest nam znana, czyśmy dyletantami. Nie po to mamy język, aby milczeć – jak mówił osioł w „Shreku”. Dzięki internetowi i mediom społecznościowym wypowiedź nikomu nieznanej osoby może stać się wiralem, który uczyni z niej bohatera dnia. Wydarzenia przełomowe i epizodyczne kurioza mają ten sam potencjał „fejmu”. Przestrzeń publiczna nie należy już wyłącznie do artystów, polityków, celebrytów, bogaczy i wielkich przestępców. Nie czeka się też powszechnie na rozstrzygający głos naukowca lub specjalisty. Kogo chętniej posłucha społeczeństwo: uczonej z potężnym impact factorem czy influencerki z wielką liczbą polubień na swoim profilu?

Nie, nie mam żalu do czasów; internet jest cudem cywilizacyjnym, a wpływ mediów społecznościowych bywa wspaniały i jako nauczyciel jestem jego beneficjentem. Ot, niedawno TikTok zadecydował, że najwspanialszą książką są „Białe noce” Dostojewskiego i miliony rzuciły się do lektury.

Polityka 10.2025 (3505) z dnia 04.03.2025; Felietony; s. 98
Reklama