Okazuje się, że „mnie i was” mogą występować w jednej osobie, np. gdy jedna strona nazywa się Karol Nawrocki, a druga Tadeusz Batyr. Ten pierwszy chwali drugiego za książkę „Spowiedź Nikosia zza grobu”, a ten drugi pierwszego za dokonania naukowe.
Zachodzi tożsamość Karol Nawrocki = Tadeusz Batyr, a jeśli tak, to p. Nawrocki, chwaląc p. Batyra, chwali sam siebie, i to samo można orzec o p. Batyrze. Mamy też identyczność między obywatelskim kandydatem na prezydenta RP i autorem książki o spowiedzi Nikosia zza grobu, a także trójstronną tożsamość „obywatelski kandydat na prezydenta RP = kandydat popierany przez PiS (pisowski?) = autor książki o spowiedzi Nikosia zza grobu”.
Sytuacja jest wielce skomplikowana, ale logika, a konkretnie własności relacji identyczności pozwalają rzecz uprościć do prostego wzoru: „Karol Nawrocki = Karol Nawrocki” (inne wersje: „Tadeusz Batyr = Tadeusz Batyr”, „obywatelski kandydat na prezydenta RP = obywatelski kandydat na prezydenta RP”, „kandydat na prezydenta RP popierany przez PiS = kandydat na prezydenta RP popierany przez PiS”, „autor książki o spowiedzi Nikosia zza grobu = autor książki o spowiedzi Nikosia zza grobu”).
W sumie: jeśli p. Nawrocki chwali sam siebie, a p. Batyr chwali p. Nawrockiego, to p. Nawrocki chwali sam siebie. Chyba nikt teraz nie zaprzeczy, że logika znacznie upraszcza obraz świata.
Czytaj też: Honor gangstera. Wdowa po Nikosiu o książce Nawrockiego: pełna kłamstw i błędów
To ja byłem tym historykiem
Oto dokumentacja relacji między Karolem Nawrockim a Tadeuszem Batyrem. Drugi o pierwszym tak prawił w Radiu Gdańsk: „To historyk, który zainspirował mnie do pracy, pierwszy, który zajmował się zagadnieniami przestępczości zorganizowanej w PRL. Ja starałem się do tych suchych historycznych i badawczych prac doktora Nawrockiego dołożyć to, czym się zajmuję na co dzień: czyli publicystykę, ale też rozmowy z ludźmi, ze świadkami tamtych wydarzeń”.
Rzeczony historyk tak dziś komentuje te doniesienia o samym sobie: „Pseudonimy literackie nie są niczym nowym w literaturze i nauce. Jestem i byłem naukowcem, byłem pierwszym historykiem, który badał przestępczość zorganizowaną w czasach Polski komunistycznej. Gwarantuję, że te 1,3 mln to podpisy na Karola Nawrockiego. Jeśli mieliśmy w Polsce jednego historyka, który miał odwagę zajmować się przestępczością zorganizowaną w czasach PRL – to ja byłem tym historykiem. Tadeusz Batyr nie miał możliwości odwołać się do żadnych innych badań i źródeł naukowych. Myślę, że jest to sytuacja naturalna”.
Pan Nawrocki się myli, bo z równości Karol Nawrocki = Tadeusz Batyr od razu wynika, że jeśli pierwszy miał możliwość odwołania się do źródeł historycznych, to drugi również. Natomiast p. Nawrocki (vel p. Batyr) na pewno ma częściową rację, powiadając, że pseudonimy nie są niczym nowym w literaturze i nauce.
Dlaczego zaznaczam, że racja jest częściowa? Nie wiadomo, czy pseudonim używany w nauce jest literacki czy naukowy. Jakby nie było, nazwa Nicolas Bourbaki jest pseudonimem całej grupy matematyków, a Aleksander Głowacki pisał pod pseudonimem Bolesław Prus. Nic nie wiadomo, aby Bourbaki chwalił Diedounne’a, jednego z Bourbakistów, a Prus Głowackiego. Nie ma wątpliwości, że Karol Nawrocki jest wielce oryginalny, skoro chwali sam siebie.
Czytaj też: Debata w wytwórni hejtu. Bez „Trzaska”, ale z „numerami”
Gangsterzy i bożyszcza
Wielkie wrażenie robi też zapobiegliwość p. Nawrockiego, np. gwarancja w sprawie 1,3 mln podpisów. Załóżmy, że jakiś x nie wie, że Karol Nawrocki = Tadeusz Batyr. Otóż składając poparcie dla „obywatelskiego” kandydata, czynił to na rachunek tego, który był i jest naukowcem w roli prezesa IPN. Natomiast jeśli x jest świadom identyczności p. Nawrockiego z p. Batyrem, to nawet gdyby popierał tego drugiego, jego podpis szedłby na rachunek pierwszego.
Pan Batyr opisuje swoje dzieło z niekłamaną zapobiegliwością, a czyni to tak: „Historii, która pojawia się na kartach tej książki, nie da się opowiedzieć na podstawie obiektywnych faktów, wiarygodnych relacji i wartościowych źródeł. Choćby analizowane w tysiącach stron protokoły przesłuchań bohaterów tej książki są zapisem teatralnej sztuki, znajdującej się poza zasięgiem percepcji ludowych milicjantów. Co wobec tego może zrobić zawodowy historyk, który chciałby napisać książkę o przestępcach? Jak poradzić sobie z sytuacją kipiącego kłamstwa i regularnego zacierania śladów? Odpowiedź jest jedna – napisać książkę popularną, nie naukową”.
Tak prawi ktoś, kto był i jest naukowcem, czyli p. Nawrocki, tj. pierwszy, jak sam twierdzi, badacz, który zajął się zorganizowaną przestępczością w PRL (myli się, temat był wielokrotnie rozważany wcześniej).
I znowu: p. Nawrocki chwali p. Batyra i na odwrót, tym razem obaj podkreślają swój priorytet naukowy, aczkolwiek niezależny od faktów (tak nawija historyk!). I jeszcze jeden przyczynek do naukowej sylwetki dr. Nawrockiego. Jednym z jego bohaterów był gangster o pseudonimie Masa (zajmował wysoką pozycję w gangu pruszkowskim i trudnił się rozbójniczym wymuszaniem). Tak został scharakteryzowany w 2016 r. przez naszego bohatera: „Zarówno Masa, jak i ci, którzy byli jeszcze niżej, spotykali się często w dyskotekach, a taka perspektywa oglądania ich czy w walce ringowej, czy z boku, przy tej świadomości, że tak naprawdę nie są prawdziwymi gangsterami, a jedynie bożyszczami dla małych dealerów (...)”.
Po latach tak to ujął: „Nie przypominam sobie tej wypowiedzi, ale nie przeczę jej, bo wpisuje się w kontekst naukowy moich badań i z tym się zgadzam”.
Ludzkie panisko z p. Nawrockiego, skoro utrzymuje, że gangsterzy są jeno „bożyszczami dla małych dealerów”. Pan Nawrocki jest niewątpliwie wielkim dealerem politycznym, ale czy p. Batyr też zasługuje na to miano, chociaż chyba jest naukowym gangsterem (bożyszczem?) historycznym? Trzeba zauważyć, że małżonka Nikosia uznała dzieło p. Batyra o swoim mężu za pełne kłamstw i błędów, ale niewykluczone, że jej ocena jest stronnicza.
Czytaj też: Zapiski kampanijne, część 12. Ostrzeżenie dla Trzaskowskiego. I tylko jedno pocieszenie
Usta pełne frazesów
Zapobiegliwość p. Nawrockiego ma też wymiar ogólnonarodowy. Jeden z głównych motywów znalazł takie wysłowienie: „Jeśli zostanę prezydentem, będę kierował się prostą, ale ważną zasadą: po pierwsze Polska, po pierwsze Polacy”.
Tak ma to wyglądać w praktyce: „To będzie najważniejsza zmiana prawa w ostatnich latach. W kolejkach do lekarzy i przychodni pierwszeństwo muszą mieć obywatele Polski. W szkołach i przedszkolach – polskie dzieci. Musimy wprowadzić brak dopłat do ukraińskich i innych emerytur, a świadczenia socjalne będą przede wszystkim dla Polaków. (...) Ustawy to gwarantujące przedstawię parlamentowi. Pomagajmy innym, ale dbajmy przede wszystkim o własnych obywateli”.
Cudzoziemiec, szczególnie Ukrainiec, legalnie pracujący w Polsce, płacący w Polsce podatki i składki zdrowotne, ma być „odprowadzany” na koniec kolejek. Koncepcję tę radośnie poparli p. Horała, znany aktywista tzw. dobrej zmiany, p. Zybertowicz, doradca p. Dudy i członek obywatelskiego komitetu popierającego p. Nawrockiego, oraz p. Tyszka, teraz z Konfy, wcześniej od p. Gowina.
Pan Zybertowicz, skądinąd profesor, wyjaśnił, że za restrykcje w odniesieniu do socjalnych uprawnień Ukraińców w Polsce są odpowiedzialne władze ukraińskie zwlekające z ekshumacją rzezi wołyńskiej. Osobliwe, że p. Nawrocki i jego rozmaici poplecznicy mają usta pełne frazesów o miłości bliźniego i notorycznie uczestniczą w patriotycznych obrzędach urządzanych w kościołach.
Czytaj też: Instytut Pracy u Nawrockiego. Misiewicze prezesa IPN na ciepłych posadkach
Karykatura debaty
Trudno w tym kontekście nie wspomnieć o prezydenckich debatach telewizyjnych. Odbyły się trzy. Skład był zmienny, a jeśli chodzi o czołowych pretendentów (na podstawie aktualnych sondaży) w pierwszej i trzeciej debacie zabrakło p. Trzaskowskiego, w pierwszej i drugiej p. Mentzena, a p. Nawrocki uczestniczył we wszystkich trzech.
Jak było do przewidzenia, każdy z uczestników zachwalał sam siebie, ale najbardziej piała na swój temat Republika, podkreślając, że rynkowa debata w Końskich była „pierwsza”, a trzecia była „wielka”. Krótko mówiąc, republikanci weszli w buty p. Nawrockiego i p. Batyra, skądinąd swego ulubionego polityka i chyba wielce faworyzowanego naukowca-historyka (ponoć drugie wydanie dzieła o Nikosiu ma wydać p. Sakiewicz).
Nie obyło się bez innych komicznych wydarzeń. Pan Nawrocki, zapytany o to, gdzie udałby się w pierwszą podróż prezydencką, ujawnił, że do USA, ale z międzylądowaniem w Watykanie, ale zapomniał, że tam nie ma lotniska. Cofnął też czas, zapowiadając, co zrobi w 2020 r. Pan Mentzen nadmienił, że nie powiedział tego o ciąży w wyniku gwałtu, co powiedział, a p. Stanowski plótł, że chociaż jest kandydatem, to nikt na niego nie powinien głosować.
Nieobecność p. Trzaskowskiego nie była zbytnio odczuwalna, ponieważ p. Jakubiak, p. Mentzen i p. Nawrocki o nim nie zapomnieli, czyniąc rozmaite aluzje. Pretendent z ramienia Konfy zadał mu nawet pytanie i każdą wypowiedź kończył frazą: „Głosujcie na mnie, ponieważ to ja mam największe szanse wygrać z Trzaskowskim w drugiej turze”. Pan Jakubiak przytaszczył tekturową karykaturę p. Trzaskowskiego.
Pani Gójska-Rachoniowa (medio voto Hejke), mająca od lat słabość do prezesów IPN i prowadząca imprezę, kwaśno dodała, że to nie był pomysł organizatorów, chociaż dziwne, że nie zauważyła, że p. Jakubiak poza trybem wbiegł ze swoim gadżetem na środek sceny. Tenże nie po raz pierwszy ujawnił się jako dyżurny poplecznik p. Nawrockiego. Wszystko było losowane, ale tak dziwnie się złożyło, że p. Jakubiak „wylosował” głos na sam koniec, zauważył, że ma podsumować całość, i wygłosił stosowną orację przeciwko Tuskowi.
Pan Nawrocki został poproszony o podanie przynajmniej jednego swego postulatu wyborczego, którego by nie było w programie PiS. Odparł, że pytanie jest bezzasadne, gdyż jest kandydatem obywatelskim, co uzasadnił tym, że popiera go NSZZ „Solidarność”, znana jako filia partii dowodzonej przez Prezesa the Best. I tak mamy samoidentyfikację „obywatelski = pisowski”.
Ciekawe jest porównanie transmisji z dwóch debat w Końskich. Ta z hali sportowej zawierała na pasku informacje o dyskusji, natomiast ta republikancka cały czas podkreślała „okropności” reżimu Tuska-Bodnara. Żadna z „reżimowych” ekip nie szturmowała republikanckich debat. I to daje podstawy do przewidywania, jaka będzie Polska w zależności od tego, kto wygra wybory: w miarę spokojna, gdy będzie to kandydat koalicji 15 października, a niespokojna i kłamliwa, o ile zwycięży p. Mentzen lub p. Nawrocki. Podaj dalej.