Poniedziałkowa debata prezydencka zorganizowana przez „Super Express” była eksperymentem udanym. Tym razem to nie dziennikarze zadawali pytania, lecz sami kandydaci. Każdy wybrał sobie dwóch „sparing partnerów”, a jednego wskazało losowanie. Niektóre pojedynki były interesujące, inne żenujące, ale ogólnie rzecz biorąc, było ciekawie.
Od strony politycznej znaczenie debaty zależne jest od tego, kto jak wypadł, a co do tego wśród komentatorów tym razem panuje zgoda. Świetnie zaprezentowała się Magdalena Biejat, nie po raz pierwszy pokazując autentyczność i odwagę, opanowanie i pewność siebie. Nie ma też sporów co do tego, że Rafał Trzaskowski był w bardzo dobrej formie, a Szymon Hołownia i Sławomir Mentzen w nieco słabszej niż zwykle. Karol Nawrocki był z grubsza taki jak w Końskich, a czarnymi charakterami byli Grzegorz Braun oraz Maciej Maciak, otwarcie chwalący Putina. Sondażowe punkty zapewne zgarnie Biejat, a Hołowni raczej nie udało się odrobić strat po absurdalnej wpadce z zamieszczaniem na Instagramie własnoręcznie zrobionych zdjęć z pogrzebu papieża.
Warto odnotować kilka ciekawostek i osobliwości tego spotkania, które może okazać się archetypem dla nowego formatu debat prezydenckich, wchodzącego już na stałe do wyborczego rytuału.
Symetryzm Zandberga, szaleństwo Brauna
W moim przekonaniu katastrofą był