No to zaczynamy: 18 maja pierwsza tura wyborów prezydenckich, dwa tygodnie później druga; wybór prezydenta Rzeczpospolitej kończy prawie dwuletni cykl kolejnych kampanii i głosowań. Będzie ich pointą, podsumowaniem, interpretacją. Przed nami tak naprawdę druga tura historycznych wyborów z 15 października 2023 r., które – nieoczekiwanie – odsunęły od władzy autorytarne i skorumpowane rządy PiS. Od początku pisaliśmy, że tamten polityczny przełom jest połowiczny, niedokonany, bo mimo uzyskania wyraźnej większości parlamentarnej nowy koalicyjny rząd był praktycznie pozbawiony możliwości stanowienia prawa, a więc i skutecznego rządzenia.
Polska konstytucja wyposażyła prezydenta w bardzo trudne do przełamania prawo weta, z którego Andrzej Duda – polityczny ostaniec po rządach Zjednoczonej Prawicy – korzystał bez umiaru, czasem wspierając się kontrolowanym przez nominatów PiS tzw. Trybunałem Konstytucyjnym. Rachuby na jakąś, choćby ograniczoną – jak np. w sprawie nominacji ambasadorów czy sędziów – „kohabitację” prezydenta z nową większością okazały się płonne. Przez ostatnie półtora roku widzieliśmy, ile prawnych ograniczeń i ustrojowych pułapek partia Kaczyńskiego po sobie zostawiła; a próby rozminowania tych zasadzek były przez prawicową opozycję przedstawiane, często w histerycznej formie, jako ataki na demokrację ze strony „reżimu Tuska”. Zmiany ustawowe zaś – niezbędne dla przywrócenia spójności państwa – blokował prezydent Duda.
Czytaj też: Prof. Rychard dla „Polityki”: Zachodzę w głowę, jak PiS mógł postawić na kogoś takiego jak Nawrocki
Polskie prowizorium
Po 15 października Polska utkwiła w ustrojowym i politycznym prowizorium, przedłużającym się okresie przejściowym.