Stawka większa niż hasła
Prof. Rychard dla „Polityki”: Zachodzę w głowę, jak PiS mógł postawić na kogoś takiego jak Nawrocki
JAKUB MAJMUREK: – W przeszłości kampanie prezydenckie niejednokrotnie uruchamiały fundamentalne zmiany w polskiej polityce. Czy w tegorocznej kampanii zdarzyło się coś, co mogłoby je zwiastować, czy była ona raczej przewidywalna i nudna?
ANDRZEJ RYCHARD: – Ja widzę zasadniczą niespójność między nadzwyczajnością sytuacji politycznej, w jakiej się obecnie znajdujemy, a zwyczajnością tegorocznej kampanii. Bo o ile sama kampania nie przyniosła żadnych radykalnych zmian, o tyle radykalne mogą być skutki wieńczących ją wyborów. Moim zdaniem będą to ogromnie ważne dla Polski wybory, ich znaczenie porównałbym tylko z tymi z 1989 i 2023 r.
Dlaczego są one tak ważne?
Bo tak jak tamte mają charakter nie tyle polityczny, ile ustrojowy, by nie powiedzieć – cywilizacyjny. Jeśli wygra kandydat koalicji rządowej Rafał Trzaskowski, to mamy szansę nie tyle na domknięcie zmian, ile ich zdynamizowanie – w kierunku odbudowy liberalnej demokracji i wzmacniania pozycji Polski w Europie.
Jeśli wygra ktoś z dwójki Mentzen lub Nawrocki, to tracimy te szanse. Zwycięstwo Nawrockiego tworzy ryzyko destrukcji rządzącej koalicji i powrotu PiS do władzy. Co byłoby głęboko niekorzystne dla ustrojowego i cywilizacyjnego rozwoju Polski. Nie wykluczam, że przy kolejnych rządach PiS te z lat 2015–23 będziemy jeszcze wspominać jako czasy „PiS z ludzką twarzą”. Stawka tych wyborów jest więc naprawdę wysoka i zdumiewa mnie, że ona jak dotąd w ogóle nie wybrzmiała w kampanii.
Może wybrzmi przed drugą turą, gdy naprzeciw siebie staną najpewniej Nawrocki i Trzaskowski?
Tego się spodziewam. Obie strony postawią wtedy na maksymalną mobilizację, jej początki widać już po stronie PiS i w działaniach Tuska – choć jednocześnie premier cały czas stara się utrzymywać pewien rozsądny dystans od kandydata KO, a Trzaskowski od premiera.