Kraj

29 m kw. kłopotów Nawrockiego

Karol Nawrocki Karol Nawrocki Andrzej Iwańczuk / Reporter

Przedostatni tydzień kampanii Karola Nawrockiego przed I turą wyborów był jak z koszmarnego snu kandydata i jego sztabowców. Afera mieszkaniowa zepchnęła na drugi plan inne tematy, a Nawrocki wraz ze swoim otoczeniem plątali się w zeznaniach i nerwowo zmieniali wersje wydarzeń. To nie był tydzień z Donaldem Trumpem i Andrzejem Dudą wspierającymi Nawrockiego, to nie był tydzień punktowania rządu i Rafała Trzaskowskiego, to był tydzień rozpaczliwej obrony.

Historię gdańskiej kawalerki pana Jerzego poznaliśmy dość dokładnie dzięki publikacjom m.in. Onetu, „Gazety Wyborczej” oraz Interii. Nawrocki – jako młody pracownik gdańskiego IPN i radny dzielnicy Siedlce – z własnych pieniędzy (w porozumieniu z panem Jerzym) w 2011 r. wykupił od miasta mieszkanie komunalne o powierzchni niecałych 30 m kw. z 90-procentową bonifikatą. Nie mógł wówczas przejąć mieszkania na własność (bo straciłby bonifikatę), więc pan Jerzy zapisał mu je w testamencie, a oprócz tego w 2012 r. w formie aktu notarialnego została zawarta umowa przedwstępna, której strony – państwo Nawroccy oraz pan Jerzy, reprezentowany zresztą przez Nawrockich – zobowiązali się do zawarcia właściwej umowy sprzedaży w 2017 r., po upływie pięciu lat karencji. I tak się stało – Nawroccy zostali właścicielami mieszkania, ale mieszkał w nim wciąż pan Jerzy.

Dlaczego ta historia wygląda tak źle dla kandydata PiS na prezydenta? Po pierwsze, w debacie „Super Expressu” 28 kwietnia skłamał, że ma jedno mieszkanie. Od wykrycia tego kłamstwa przez Onet parę dni później zaczęła się zresztą afera. Po drugie, w akcie notarialnym z 2012 r. czytamy, że cała kwota za sprzedaż mieszkania – czyli 120 tys. zł – została już przekazana panu Jerzemu. A w niedawnej rozmowie z Bogdanem Rymanowskim Nawrocki przyznał, że część pieniędzy zapłacił później, spłata całości zajęła zaś kilkanaście lat.

Polityka 20.2025 (3514) z dnia 13.05.2025; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 6
Reklama