Egzaminy za nami, najgorsze przed nami – mówią sarkastycznie zdający egzaminy ósmoklasiści i maturzyści. Najgorsze – czyli czekanie na wyniki. Egzamin ósmoklasisty (między 13 a 15 maja) zdawało w tym roku 355 tys. uczniów; matury (między 5 a 24 maja) – 275 tys. absolwentów szkół ponadpodstawowych. Pisemne egzaminy maturalne na poziomie podstawowym – z polskiego, matematyki i języków obcych – trwały trzy dni, potem przyszedł czas na egzaminy ustne z języka polskiego i egzaminy pisemne na poziomie rozszerzonym. Każdy absolwent ma obowiązek podejść do przynajmniej jednego z nich. Wyniki matur rozszerzonych są głównym kryterium przy rekrutacji na studia wyższe na uczelniach publicznych. Z kolei wyniki egzaminów ósmoklasisty ważą przy rekrutacji do szkół ponadpodstawowych.
Problem w tym, że na rezultaty obu trzeba czekać aż do początku lipca (ósmoklasiści w tym roku poznają wyniki 4 lipca, a maturzyści 8). Nerwy dodatkowo szarpie fakt, że kto zechce się od wyników odwołać, nie ma szans dostarczyć ewentualnie skorygowanych danych do szkół średnich (czy wyższych) w pierwszym terminie rekrutacji. Może liczyć na szczęście dopiero w rekrutacji uzupełniającej. Tak to jest źle skoordynowane.
Dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Robert Zakrzewski nie uważa jednak, że czas oczekiwania na wyniki egzaminów jest długi. Zwraca uwagę, że w ponad 40 dni egzaminatorzy – na ogół czynni nauczyciele – sprawdzają bowiem ponad 1,1 mln arkuszy ósmoklasistów oraz 1,4 mln arkuszy maturzystów, równolegle prowadząc egzaminy ustne. Do tego dochodzi 800 tys. egzaminów zawodowych oraz liczne czynności przygotowawcze i techniczne. – Skrócenie tego czasu byłoby zapewne wykonalne – choć nie w znaczącym stopniu – jeżeli egzaminatorzy mogliby sprawdzać prace w dni inne niż weekendy.