Obyśmy nie pomylili się w ocenie tego egzaminu. Na pierwszy rzut oka zadania były bez zarzutu.
Drugie mieszkanie Karola Nawrockiego; debata sztabów; wyciek na maturze; Izrael zaatakował cele w Jemenie; rząd w Niemczech ma być zaprzysiężony.
Doszło do wycieku arkusza maturalnego, ale nie ma co rozdzierać szat, skoro zadania w nim zawarte nie są odkrywcze. Młodzież już wie, że szkoła, w której realizuje się podstawę programową, przygotowuje do egzaminów zbyt okrężną drogą.
Poprzeczka wisi tak nisko, że następnym krokiem może być już tylko zasada, że zalicza sama obecność. Wydaje się, że do takiej formuły zmierzamy. Pierwszemu maturzyście, który zda z wynikiem zero z każdego przedmiotu, należałoby postawić pomnik.
Po tym można poznać fachowca, że nie obiecuje gruszek na wierzbie, lecz solidnie wykonuje bieżące zlecenie. Najpilniejsza robota to maj 2025. Proszę tego nie spieprzyć.
Nie zmieniają się zasady oceniania matury rozszerzonej z polskiego, pisanie tego egzaminu nadal będzie przypominać spacer po zaminowanym terenie. Zmienia się jednak poziom trudności tematów. Są o wiele łatwiejsze.
Gdyby nauczyciele języka polskiego byli zorganizowaną grupą zawodową, po takiej próbnej maturze zwołaliby konferencję i powiedzieli „dość!”. Nie mamy różdżki Harry′ego Pottera. Nie mamy nic, jedynie głupi uśmiech do złego egzaminu.
Ci, co przeczytali wszystkie lektury, wcale nie zdają lepiej od osób, które nie przeczytały ani jednej książki. Obowiązują mafijne zasady: im mniej wiesz, tym lepiej na tym wyjdziesz.