Ok. 275 tys. zdających. Testy z języka polskiego, matematyki i angielskiego jako najpopularniejszego języka obcego. I ekspresowo ujawniane w sieci arkusze z zadaniami. Tak można podsumować początek matur na poziomie podstawowym. Tuż po tym, jak maturzyści zasiadali do pisania, na platformie X ktoś publikował pytania. – To były autentyczne arkusze – potwierdza dyr. Robert Zakrzewski, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Ale dodaje, że materiał egzaminacyjny pozostawał tajny do rozpoczęcia egzaminu, czyli do godz. 9. Później zadania nie są już tajne, można o nich rozmawiać, więc teoretycznie ujawnianie ich nie łamie przepisów. – Nie można jednak wnosić na egzamin urządzeń telekomunikacyjnych, a to właśnie z ich pomocą ktoś wykonał zdjęcia i umieścił je w internecie – zaznacza. Dyr. Zakrzewski w wyjaśnieniu sprawy współpracuje z policją. – Na razie nie wiem, w której szkole mogło dojść do tych naruszeń. Gdyby udało się to ustalić, skierowałbym tam na egzaminy dodatkowych specjalnych obserwatorów.
Karą dla zdającego za posiadanie przy sobie w trakcie matury urządzenia telekomunikacyjnego – zazwyczaj smartwatcha – jest unieważnienie egzaminu. Można do niego podejść dopiero w kolejnym roku. Do końca pierwszego maturalnego tygodnia taka sankcja została nałożona na jedną osobę (co nie znaczy, że zrobiła ona jakiekolwiek zdjęcia). Robert Zakrzewski podkreśla, że za podobnymi sytuacjami niekoniecznie musi stać nieuczciwość – ale np. zagapienie zdającego, który przez nieuwagę nie odda komisji telefonu.
Codzienne wysyłanie zdjęć z sali to jednak nowość. Jak może do niego dochodzić, skoro także członkowie zespołów nadzorujących dokładnie sprawdzają i dopytują, czy zdający nie mają przy sobie telefonów bądź smartwatchy?