Duda do kwadratu, nowa warstwa betonu. Rządzie: rządź! Felietoniści „Polityki” o wyborach
Jaka piękna katastrofa
Jedno trzeba Koalicji Obywatelskiej przyznać: nikt tak jak ona nie potrafi przegrać tego, co miało być nie do przegrania. Kiedyś w kampanii prezydenckiej wyłożył się Donald Tusk. Później Bronisław Komorowski, który miał stracić rzekomo pewną reelekcję tylko w sytuacji, gdyby po pijanemu przejechał na pasach zakonnicę w ciąży. Udało mu się to zrobić bez osłabiania zasobu kadrowego Kościoła katolickiego. Do dziś zajmuje się więc… udzielaniem kolegom cennych rad, jak prowadzić kampanię prezydencką. Najwyraźniej skorzystał z nich sztab prowadzący kampanię Rafała Trzaskowskiego. Sam Trzaskowski na starcie dystansował wszystkich rywali w partii i poza nią. Potwierdzały to badania, które robiliśmy ze Sławkiem Sierakowskim na rocznicę wyborów parlamentarnych. Choć elektorat koalicji rządowej deklarował rozczarowanie, to Trzaskowski zdawał się być – jak to ujęliśmy – na autostradzie do prezydentury. Kto mógł przypuszczać, że sztab postanowi jechać nią pod prąd?
Dziś sztabowcy i liderzy KO zastanawiają się, na kogo zwalić winę za przegraną. Na liście są: mieszkańcy niektórych miast, którzy się nie zmobilizowali, dziennikarze piszący zbyt dużo o przeszłości Nawrockiego, Adrian Zandberg... Nie, to nie miasta zawiodły polityków, tylko politycy zawiedli wyborców. Koalicja rządowa powinna wyciągnąć z tego wnioski. Po półtora roku rządów ten wynik wyborów prezydenckich powinien być przesądzony. Tymczasem popełniono wszystkie błędy, które można było popełnić i jeszcze kilka dodatkowych. Kampania była źle stargetowana: od początku nastawiono się na uwodzenie wyborców prawicowych, zamiast mobilizować tych liberalno-lewicowych. Trzaskowski, zamiast prezentować wartości, które zaskarbiły mu sympatię progresywnie myślących Polek i Polaków, wił się jak piskorz, starając się a to nie przyjąć tęczowej flagi, a to zaatakować Ukraińców.