Robert Lewandowski zrezygnował z gry w reprezentacji Polski. Konflikt od kilku dni wisiał w powietrzu. Zaczęło się od tego, że napastnik Barcelony odmówił przyjazdu na zgrupowanie kadry oraz udziału w meczu eliminacji do przyszłorocznego mundialu – z Finlandią – tłumacząc się zmęczeniem po klubowym sezonie. W odwecie selekcjoner Michał Probierz zabrał mu kapitańską opaskę. A Lewy oznajmił mniej więcej: Bawcie się beze mnie, powrotu nie wykluczam, ale nie z Probierzem u steru.
Lewandowski w reprezentacji zagrał do tej pory 158 razy i zdobył 85 goli; w obu przypadkach to polskie futbolowe rekordy, z innej planety. Jego skuteczność pomagała w awansach na mistrzowskie turnieje, ale tam, podobnie jak i reprezentacja, rozczarowywał – poza Euro 2016 we Francji, gdy drużyna Adama Nawałki dotarła do ćwierćfinału. W Barcelonie po 37-letnim Lewandowskim nie widać wieku – zdobywając 27 goli, przyczynił się do odzyskania przez Barcę mistrzostwa Hiszpanii, choć pauzował w końcówce sezonu z powodu kontuzji – ale w reprezentacji stracił skuteczność. Trudno się dziwić, bo w Barcelonie ma wokół siebie artystów, a w kadrze musi współpracować z futbolowymi kowalami, dla których szybka i kombinacyjna gra to czarna magia. Męczą się z rywalami pokroju Malty albo Mołdawii, a gdy niedawno Lewy wygarnął im ponoć w szatni, że grają poniżej krytyki, to się na niego obrazili.
Michał Probierz jako selekcjoner jest osobistą „decyzją prezesa” PZPN Cezarego Kuleszy. Prowadzi kadrę od niemal dwóch lat i miota się nie tylko podczas meczów przy linii bocznej, ale również, jeśli chodzi o pomysły, jak i kim grać. Sprawdził ponad 50 zawodników, niejedno swoje rzekome „odkrycie” porzucał bez uzasadnienia; dopatrywanie się w grze reprezentacji Probierza taktycznej myśli przewodniej to daremny trud.