Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Krajobraz po bitwie

Symetryzm jest fikcją – w rzeczywistości dotknięty nim człowiek nie dosłyszy na jedno ucho. Czy to nie dziwne, że nigdy nie zauważa belki w oku populistycznej prawicy?

Nic mnie tak nie irytuje po wyborach jak świętoszkowaci symetryści. Mędrkowie o nabrzmiałych pychą, miodowych głosach, wmawiający mi ze swoich składanych ambonek, że jeśli Karol Nawrocki w roli prezydenta napawa mnie zgrozą, to wyłącznie dlatego, że nie był moim kandydatem. Tym tłumaczą moje powyborcze przygnębienie: „tożsamościowym narcyzmem”. Znamy te bajania: w Polsce żyją dwa plemiona, mają swoje totemy i jak któryś przegrywa, to dla plemienia jest to koniec świata itd. Takie rzeczy można było opowiadać, owszem, ale w czasach, kiedy wybory prezydenckie po raz pierwszy wygrał Andrzej Duda. Pięć lat później było to już bardzo słabe, a dzisiaj zakrawa na syndrom przeżartego symetryzmem mózgu.

Karol Nawrocki wygrał wybory niewielką przewagą głosów, najpewniej jeszcze mniejszą niż wskazują oficjalne wyniki z 2 czerwca. Jeżeli po ujawnieniu „anomalii” w niektórych komisjach nasze głosy nie zostaną ponownie policzone, nigdy się nie dowiemy, ilu dokładnie wyborców dało mu zwycięstwo nad Rafałem Trzaskowskim. Jednak nawet jeśli dane PKW wziąć za dobrą monetę, przewaga Nawrockiego jest tak nieznaczna, że powinna go skłonić do rezygnacji z triumfalizmu. Tymczasem w swoim powyborczym wystąpieniu elekt konfrontacyjnie poinformował wyborców konkurenta, że stoją po stronie zła i nie są prawdziwymi Polakami. Nie pozostawił wątpliwości, że Polska z nim jako prezydentem nie będzie miejscem dla nas. Będzie tylko dla tych, którzy kochają Polskę w taki sam sposób jak on. To trochę tak, jakby nowy prezydent obwieścił milionom osób, które nie głosowały na niego, że równie dobrze mogłoby nas nie być. Zaprezentował się jako prezydent jednego plemienia. I w jego imieniu wypowiedział nam wojnę.

Dokładnie odwrotnie zachowywał się Rafał Trzaskowski. Przez całą kampanię podkreślał, że nie zapomina o drugiej połowie Polski, i mitygował swoich zwolenników, gdy na wiecach wyborczych zdarzało im się wpaść w nienawistny ton.

Polityka 25.2025 (3519) z dnia 16.06.2025; Felietony; s. 106
Reklama