Ten plakat powinien być dobrze zapamiętany (tekst „Stop imigracji!”). Przedstawia (tak by to pewnie opisali sami autorzy): wrzeszczącego Araba, wyszczerzonego Murzyna oraz śniadego terrorystę. Fotomontaż rozwiesiła po całym kraju Konfederacja, wzywając do marszów „Stop imigracji!”. Dzieło ma budzić strach i nienawiść wobec nadciągających do Polski hord obcych rasowo bandziorów i gwałcicieli. Na zadawane politykom Konfederacji pytanie: „A gdzież owe agresywne hordy widzieli?”, obowiązkowa odpowiedź brzmiała: „Właśnie w tym rzecz, że ich w Polsce nie ma. Więc nie można dopuścić, aby je Niemcy do nas wypychali”.
Sławomir Mentzen dopytywany, czy zna statystyki Straży Granicznej, z których wynika, że liczby „imigrantów” docierających na terytorium Polski i ze wschodu, i z zachodu są minimalne, najniższe od lat (według SG próby nielegalnego przekroczenia granicy wschodniej są udaremniane w 98 proc., a Niemcy odesłali do Polski tylko ok. 300 cudzoziemców w ciągu pół roku) – powtarzał, że w żadne statystyki nie wierzy, bo przecież tysiące „nielegałów” mogą się przedostawać do Polski niezauważone. Wniosek pewnie taki, że „obywatelskie patrole” powinny szukać owych potencjalnych nielegalnych po kraju (może – przy okazji codziennych posiłków – legitymować obsługę kebabów i dostawców pizzy?). Incydent w Wałbrzychu – z pobiciem legalnego cudzoziemca, czy w Zamościu, gdzie zwyzywano czarnych muzyków goszczących na festiwalu, to oczywiste skutki nakręcanej od kilku tygodni „pogromowej atmosfery”.
Wiemy, że nie chodzi tu o żadne fakty czy realne zagrożenie – cała antyimigrancka kampania jest polityczną kreacją, echem wyborów prezydenckich, a ściślej pierwszej tury.