Wreszcie: dawno planowane spotkanie Trump–Putin, szansa na choćby tymczasowy rozejm w Ukrainie. Dominuje jednak lęk przed „nową Jałtą”, porozumieniem Rosja–USA z pominięciem Ukrainy, a nawet Europy. Putin zapewne podsunie Trumpowi propozycje fantastycznych dealów biznesowych, dyskretnego sojuszu w rywalizacji z Chinami, skrytykuje „prowojenne” rządy unijne i – ostatecznie – może uzyskać jego „zgodę” na aneksję ćwierci Ukrainy, jej „demilitaryzację”, czyli wykluczenie członkostwa w NATO, „denazyfikację”, czyli dymisję Zełenskiego itd. Kraje Unii, w tym Polska, naciskały na otoczenie Trumpa, aby go dobrze przygotowano do wyjazdu na szczyt, ale na tym polega dramat dzisiejszej geopolityki, że Trump jest niesterowalny, próżny, impulsywny – trudno uwierzyć, że wymusi na Putinie jakieś ustępstwa. Nie zapowiada się przełom, raczej „Przystanek Alaska” – dla Rosji okazja na wyjście z izolacji i przegrupowanie sił przed kolejnymi atakami na Ukrainę i Zachód.
Geostrategia Nawrockiego
Cóż za niezwykły dla nas zbieg okoliczności, że datę pierwszego od lat szczytu amerykańsko-rosyjskiego ustalono na 15 sierpnia, dokładnie w Święto Wojska Polskiego, upamiętniające nasze historyczne zwycięstwo nad rosyjską armią imperialną. Będzie piękna defilada, po raz pierwszy z udziałem nowego prezydenta, bogaty pokaz (kupowanego) sprzętu. Według zasady: Si vis pacem para bellum – na Alasce rozmawiają o (jakimś) pokoju, ale my tutaj lepiej szykujmy się do wojny. A jaki jest dziś stan tej naszej gotowości bojowej? Powiedzmy: umiarkowany (raport „Armia w budowie”).