Kohabitacja zapowiada się kiepsko. Więcej dyplomacji, elegancji i dyskrecji, Panowie!
Czekamy z niepokojem, czy na Alasce nie szykuje się nam druga Jałta, a tymczasem media serwują nam spektakl ze spotkania Nawrocki–Tusk: że premier czekał, prezydent schodził, że to „na prośbę”, że się dogadali tylko tyle, iż każdy ma miłe dzieci. A w Onecie wywiad z szefem kancelarii prezydenta, który głośno i publicznie mówi o „mizerii polityki premiera Sikorskiego” (czyli mizerii polityki zagranicznej kraju?). Długi, niesmaczny i prowincjonalny spektakl, sprawiający wrażenie, że mniejsza tu o interes państwa, a najważniejsze, kto kogo zrobi w balona.
To ważne więc pytanie – zadawane nie pierwszy raz – czy nasze państwo może sprawnie funkcjonować w warunkach niemaskowanego sporu między prezydentem a premierem i jego ministrami. Czy nie grozi nam kryzys konstytucyjny, skazujący władzę na bezruch, działania nieefektywne i marnotrawstwo energii grupy urzędników, służącej swoim dwóm panom, którzy z nieukrywaną satysfakcją podstawiają nogę jeden drugiemu?
Czytaj też: Nawrocki i Tusk takich rozmów nie unikną. Ale to Tusk ma przewagę psychologiczną
Tu Nawrocki ma jasne zadanie
Widać, że prezydent i premier odnoszą się odmiennie do wielu spraw – to naturalne. Natomiast w polityce bezpieczeństwa kraju – niedopuszczalne. Polska opiera swoje bezpieczeństwo na dwu filarach – USA i Sojuszu Atlantyckim oraz na wzmacnianiu Unii Europejskiej i współpracy z najbliższymi sąsiadami.