Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Karol, który chce zostać Donaldem

Karol, który chce być Donaldem. Zauroczeni Nawrockim mogą się jeszcze rozczarować tą podróbką

Lokalna implementacja stylu Trumpa nieuchronnie prowadzić musi do rewizji ogólnych orientacji politycznych. Lokalna implementacja stylu Trumpa nieuchronnie prowadzić musi do rewizji ogólnych orientacji politycznych. Marcin Gadomski/PAP, Will Oliver/EPA/PAP
Pręży bicepsy, lubi pokrzykiwać, obcesowo traktuje przeciwników. To wystarczyło, żeby Karol Nawrocki podbił serca rozkochanej w Trumpie polskiej prawicy. Tylko że nawet najlepsza podróbka nigdy nie zastąpi oryginału.

Jego dynamiczne wejście w prezydenturę zrobiło spore wrażenie na całej klasie politycznej, co niewątpliwie dodaje mu teraz animuszu. I chyba naprawdę polubił swoją rolę, gdyż odgrywa ją z niesłabnącym zapałem. Jeszcze wyraźniej daje się wyczuć w Karolu Nawrockim rosnące pokłady miłości własnej, kiedy sam o sobie mówi „prezydent Rzeczypospolitej”. Pewnych zdolności istotnie nie sposób mu zresztą odmówić. W publicznych wystąpieniach jest coraz bardziej sugestywny. Owszem, deficyty kulturowe co jakiś czas wciąż się jeszcze ujawniają w dosyć elementarnych błędach językowych, które człowiekowi z doktoratem nie powinny się zdarzać. Przebieg ubiegłotygodniowej Rady Gabinetowej miał również kolejny raz potwierdzić, że głowa państwa nie jest wymagającym partnerem do merytorycznych dyskusji o państwie i gospodarce. Ale uwiedzeni ogólną krzepą Nawrockiego nie zwracają uwagi na takie drobiazgi.

Pierwszy miesiąc „ludowej” prezydentury był jednak ledwie wizerunkowym badaniem gruntu przed właściwym starciem. Opinia publiczna chętnie kupiła jego wizerunek politycznego predatora, który będzie teraz metodycznie i aż do skutku obijał rząd Tuska.

Czytaj też: Wszystkie fronty Tuska. W PiS czują krew

Naśladowca Trumpa

Nie bez przyczyny komentatorzy wskazują na inspirację Donaldem Trumpem, a można wręcz mówić o naśladownictwie. Niekiedy karykaturalnym, jak w przypadku garderoby, czyli granatowych garniturów i czerwonych krawatów, ale też podobnie władczych gestów, zawadiackich deklaracji, lekceważących uwag pod adresem politycznych rywali. Chociaż Amerykanin bywa mimo wszystko dosadniejszy, bardziej obcesowy.

Polityka 36.2025 (3530) z dnia 02.09.2025; Polityka; s. 16
Oryginalny tytuł tekstu: "Karol, który chce zostać Donaldem"
Reklama