Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Czy Orka się wreszcie wynurzy. Chcemy okrętów podwodnych. Będzie bardzo drogo, ale wyjścia nie ma

Zatoka Gdańska, 15 sierpnia 2025 r. Parada morska z okazji Święta Wojska Polskiego Zatoka Gdańska, 15 sierpnia 2025 r. Parada morska z okazji Święta Wojska Polskiego Łukasz Dejnarowicz / Forum
Padła komenda „cała naprzód” w jednym z najbardziej wstydliwych, bo zaniedbanych obszarów modernizacji wojska – zakupie nowych okrętów podwodnych. Program Orka w jego obecnej odsłonie ma być czymś znacznie więcej niż wzmocnieniem marynarki.

Jeśli ktoś chciałby opisać historię naszych podejść do kupna okrętów podwodnych w konwencji morskich opowieści, to ma bezbrzeżne pole do popisu. Przez ostatnie ćwierć wieku na burzliwym oceanie decyzji zbrojeniowych toczyły się morskie bitwy, grasowali piraci. Czasem spod wody wyłaniał się Kraken i łamał trójząb temu, kto miał ambicję zostać Posejdonem i dostarczyć Polsce nowoczesny zamiennik starzejącej się podwodnej floty.

Romantyzm i fantazja musiały ustępować realiom finansowym, a nieraz brutalnym konfliktom interesów, w których Marynarka Wojenna bardzo długo stała na przegranej pozycji. W ostatnich latach odzyskuje siły wraz z gospodarczym, energetycznym i strategicznym powrotem Polski nad Bałtyk i dostrzeżeniem fundamentalnej roli morza w zapewnieniu rozwoju, dzięki swobodzie handlu i przemieszczania się. Trzeba go chronić i mieć do tego narzędzia, bez okrętów wojennych zrobić się tego nie da, nawet na niewielkim polskim wycinku. A tym bardziej, jeśli poważnie myślimy o dominacji NATO na Bałtyku i powstrzymywaniu agresywnych zapędów Rosji. Skoro morze „daje” nam prąd, gaz, łączność, kontenery z wszelkimi towarami oraz ładownie pełne czołgów, musimy temu morzu „oddać” trochę narodowej uwagi i siły.

Od około dekady Polska realizuje coraz ambitniejsze programy uzbrojenia morskiego. Nowoczesne okręty walki minowej i przeciwminowej, jednostki rozpoznawcze, niepozorne i bardzo potrzebne nie tylko w portach holowniki, i najcenniejsze jak do tej pory wielozadaniowe fregaty, optymalizowane do roli pływających „wysp” obszarowej obrony powietrznej. Flota nawodna zyskała wyporność i znalazła się na dobrym kursie.

Okręty podwodne to jednak wyższy poziom skomplikowania, trudności i wydatków, a także zupełnie inne możliwości działania, łączące taktyczny podstęp ze strategiczną siłą uderzenia.

Reklama