Ironią w balon
Ironią w balon. Tam, gdzie kończy się satyra, zaczyna się totalitaryzm
Tam, gdzie kończy się satyra, zaczyna się totalitaryzm. A kiedy sprawa dotyczy narcyza, jakim jest Donald Trump, sprawy dzieją się szybko. Za dużo jest przykładów we współczesnej Ameryce, żeby uznać, że to przypadek. Najpierw skasowanie po 33 latach kultowego programu Stephena Colberta „The Late Show”, potem zawieszenie podobnego w tonie programu Jimmy’ego Kimmela. Owszem, panowie nie kochają Trumpa, ale jego wzajemność jest wręcz histeryczna.
Ruch MAGA generalnie ma kłopot z dystansem do spraw, które wynosi na sztandary. Każda decyzja prezydenta, każdy jego pomysł, myśl, ruch, gest, hejt są wzmacniane przez kościół MAGA. Nie ma tam refleksji, nie ma zwątpienia, nie ma miejsca na rozum – jest akcja. Konferencje prasowe rzeczniczki Białego Domu przypominają wieczorne wiadomości w Pjongjangu lub w Moskwie. Karoline Leavitt mówi płynnie Trumpem. Strzela słowami jak z kałasznikowa. Blokuje każdą próbę riposty na swoje brednie. Rozumiem, że każdy reżim musi mieć swoją Holecką, ale ten nowy kult jednostki w Waszyngtonie przybrał komiczne rozmiary.
To się rozlewa zresztą po całej rodzinie prezydenta, dla której prezydentura teścia i ojca jest doskonałym biznesem. Leavitt eksplodowała, kiedy jeden z dziennikarzy zasugerował, że zięć Trumpa, Jared Kushner, dorabia się na rodzinnym układzie. Rzeczniczka zarzuciła reporterowi bezczelność i zażądała uwielbienia zamiast potępienia. Znamy ten mechanizm w Polsce z każdej konferencji prasowej PiS i Konfederacji. Spróbuj przerwać ten strumień myśli logiką – zostaniesz rozwałkowany. Z konferencji trolling przeniesie się na social media i walec będzie po tobie jeździł, dopóki partia nie odwoła akcji.
Przez 34 lata wolnej Polski nie dorobiliśmy się porządnego programu typu late night show, miejsca na spuszczenie powietrza z nadętych politycznych person.