Koniec roku skłania do podsumowań i refleksji. Historykowi nasuwa myśl o niepokojącym podobieństwie Drugiej i Trzeciej Rzeczpospolitej. Zarówno w 1918, jak i w 1989 r. odbudowaniu suwerenności towarzyszyła wiara, że najsolidniejszym jej fundamentem będzie wolność i demokracja, gwarantująca wszystkim takie same prawa. Jednak z czasem to przekonanie zaczęło pękać. W II RP stało się to bardzo szybko. Już w wyborach parlamentarnych z listopada 1922 r. starły się dwie diametralnie różne wizje Polski. Endecja, najsilniejsza na prawicy, chciała kraju zdominowanego przez etnicznych Polaków i spojonego nacjonalizmem, co czyniło obywatelami drugiej kategorii aż jedną trzecią mieszkańców będących Ukraińcami, Żydami czy Białorusinami. Obóz demokratyczny bronił państwa, w którym zgodnie z konstytucją z 1921 r. każdy miał takie same prawa, bez zważania na narodowość, płeć, religię i przekonania.
Jak groźna to była konfrontacja, pokazał grudzień 1922 r. Kiedy parlamentarzyści centrum i lewicy, wsparci przez mniejszości narodowe, wybrali na pierwszego prezydenta RP Gabriela Narutowicza, pokonani endecy przenieśli walkę na ulicę, chcąc za wszelką cenę postawić na swoim. Nacjonalistyczny hejt zatruł umysły tak mocno, że 16 grudnia 1922 r. endecki fanatyk zastrzelił prezydenta. Przelana krew nie przyniosła opamiętania. Rywalizacja nacjonalistów i demokratów trwała.
Kolejną jej kulminację przyniósł maj 1926 r., kiedy Józef Piłsudski, popierany przez demokratów i lewicę, zbrojnie obalił rząd utworzony przez nacjonalistyczną prawicę i zachowawczych ludowców. Lekarstwo okazało się równie groźne jak choroba. Władza mająca ratować kraj przed prawicową dyktaturą sama przekształciła się w autorytarny reżim, niewiele mający wspólnego z wolnością.
W III RP podobna polaryzacja nastąpiła znacznie później.