W tej sprawie wylano morze atramentu. Ale dopiero dziś – po skardze samej Komisji Europejskiej sprzed dwu lat – orzekł tak również Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Nadał temu orzeczeniu charakter uroczysty: w sprawie orzekała Wielka Izba unijnego TSUE w składzie 15 sędziów. Główny argument był taki, że ów sąd – który będę dalej nazywał atrapą trybunału – a więc ta atrapa nie spełnia wymogów, które w Unii muszą spełniać sądy, to znaczy niezawisłości i bezstronności.
Czy nie było tak, że kiedy Andrzej Duda kierował ustawę do Trybunału, z góry wiedzieliśmy, jaki zapadnie wyrok? I to jeszcze nie po miesiącach, ale od razu: mówisz – masz, jak na zamówienie w dobrym sklepie. Nie na darmo Andrzej zaprzysięgał swoich sędziów po nocy i bez świadków, nie czekając choćby na prośbę ówczesnego prezesa starego Trybunału, by chociaż o parę dni odroczyć zaprzysiężenie i powierzyć rozstrzygnięcie sądowi – kto jest sędzią, a kto nie. Wiadomo, że po nocy załatwia się ciemne sprawy.
Interes takich dwu ważniejszy niż milionów
Ważne jest jeszcze coś: że dwa „wyroki” tej atrapy negowały podstawowe zasady naszej Unii, to znaczy nie uznawały w ogóle pierwszeństwa prawa unijnego (nawiasem mówiąc, wbrew samej polskiej konstytucji, która w art. 91 mówi o tym pierwszeństwie). Tym samym atrapa, hołdując pisowskiej krytyce Unii – którą Duda określał pogardliwym mianem „baju, baju dla frajerów” – godziła w same fundamenty Wspólnoty.
Jeżeli nie utrzymamy w UE zasady, że te same reguły obowiązują we wszystkich krajach, cała Europa zacznie się rozpadać – tak o wyrokach tej atrapy mówiła ówczesna wiceprzewodnicząca Komisji Vera Jourova jeszcze lata temu.