Komisja Europejska zaskarżyła do TSUE Trybunał Przyłębskiej za naruszanie traktatowego pierwszeństwa prawa Unii i prawa do bezstronnego sądu. Chciałoby się powiedzieć: lepiej późno niż wcale. Bo o tym, że polski Trybunał niewiele ma wspólnego z sądem konstytucyjnym, KE była przekonana już w 2017 r., gdy wszczęła procedurę antynaruszeniową z art. 7 traktatu o UE. Jednym z punktów uzasadniających był zarzut, że polski TK nie jest niezależny od władzy.
Potem, we wrześniu 2021 r., był wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Xero Flor. Orzekł, że Trybunał, w którego składzie jest dubler sędziego (w tym przypadku Mariusz Muszyński), nie jest „sądem ustanowionym na mocy ustawy” (art. 6 Konwencji o prawach człowieka), a zatem nie jest sądem, a jego rozstrzygnięcia nie są wyrokami.
Trybunał Przyłębskiej orzeka o TSUE
Potem, dwukrotnie, Trybunał Przyłębskiej orzekał o niezgodności z polską konstytucją orzeczeń TSUE. 14 lipca 2021 „unieważnił” nałożenie na Polskę obowiązku wstrzymania działalności przez Izbę Dyscyplinarną i nakazał przywrócenie do orzekania sędziów odsuniętych od obowiązków w ramach represji. Wstrzymanie miało obowiązywać do czasu rozpatrzenia przez TSUE skargi Komisji Europejskiej na przepisy dyscyplinarne. Polska nie zastosowała się do tego orzeczenia.
Drugi raz Trybunał Przyłębskiej – 7 października 2021 r. – orzekł, że TSUE w ogóle nie ma prawa (działa contra vires, czyli poza swoimi kompetencjami) zajmować się ocenianiem organizacji systemu sądownictwa w Polsce.