Sejm odesłał do Komisji Nadzwyczajnej dwa projekty zmian w konstytucji. Jeden, wymierzony niegdyś w Andrzeja Leppera, wprowadza zakaz kandydowania do parlamentu osób karanych za przestępstwa umyślne ścigane z oskarżenia publicznego, drugi znosi immunitet posłów i senatorów. Obie propozycje budzą jednak wątpliwości i nie wydają się realizować celu założonego przez inicjatorów zmian z PO, jakim ma być poprawa wizerunku polityki.
Sejm bez przestępców – to miłe dla szerokiej publiczności hasło. Ale jakich przestępców? Zmianie konstytucji eliminującej osoby karane nie towarzyszy żaden projekt ustawy precyzującej, czy mają to być wyroki prawomocne (nie wiadomo zresztą, dlaczego pominięto na przykład przestępstwa skarbowe), czy obejmuje ona także procesy rozpoczęte z oskarżenia prywatnego, do których następnie przyłączył się prokurator. Co więcej, do karanych zaliczono tych, którzy w świetle prawa karani nie są, a więc osoby z wydanym prawomocnym wyrokiem, jednak warunkowo umarzającym postępowanie karne. Mogą one obejmować różne funkcje publiczne, żadne prawo tego nie zakazuje, a nie mogą być wybierane? To istny dziwoląg i mało odpowiedzialne ograniczanie praw obywatelskich.
Jeszcze poważniej wygląda kwestia zniesienia instytucji immunitetu. Już dziś funkcjonuje on w formie bardzo ograniczonej. W ostatnich latach Sejm bez przeszkód immunitety uchylał, nie było problemów nawet ze zgodą na aresztowanie posłów. Presja opinii publicznej zrobiła swoje i nikt dziś bez potrzeby nie chowa się za immunitet. W nielicznych przypadkach, kiedy zgody nie było, jak się okazało, Sejm postąpił słusznie, gdyż do dziś istnieją uzasadnione podejrzenia, że sprawy kreowane były przez prokuraturę na polityczne zamówienie.