Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Leczyć i liczyć

Edu-Tourist / Flickr CC by SA
Jak naprawdę wygląda prywatyzacja szpitala? Zupełnie inaczej niż w wypowiedziach jej przeciwników.

Za każdym razem, gdy Marzena Kempińska, starosta powiatu świeckiego, widzi w gazetach tytuły straszące prywatyzacją szpitali, odczuwa ulgę. – Jak to dobrze, że my mamy to już za sobą – wzdycha. Dla niej awantura wokół prywatyzacji placówek medycznych to już historia, która w Świeciu zakończyła się 4 lata temu. Podczas ostatniego kongresu samorządowców w Warszawie mogła radzić kolegom z innych regionów Polski: – Nie bójcie się przekształcać szpitali w spółki. To nie jest wyprzedawanie majątku. Będziecie o to posądzani i zastraszani. Ale mimo protestów warto się zdecydować.

Dla Kempińskiej, która starostą w Świeciu jest już od 10 lat (trzy kadencje), szpital zawsze był większym zmartwieniem niż powodem do chluby. – Bo czy władze powiatów, które po reformie samorządowej stały się właścicielami tego typu zakładów, są od zarządzania szpitalami? Wolę rozwijać powiat, zamiast gasić pożary w służbie zdrowia.

Według Bogdana Zacharskiego, eksperta ds. ochrony zdrowia, doradcy Polmedu i Business Centre Club, obecna formuła prawna zdecydowanej większości placówek medycznych – zwanych samodzielnymi publicznymi zakładami opieki zdrowotnej – jest po prostu przeżytkiem. – Nie do końca jest prawdą, że sejmiki wojewódzkie lub starostwa są ich właścicielami – twierdzi Zacharski. – Lokalna władza pełni tylko obowiązki organu właścicielskiego, a za kondycję szpitala tak naprawdę odpowiada enigmatyczne państwo. Nie znam dyrektora, który w umowie o pracę miałby zapisany wymóg prowadzenia szpitala przy zrównoważonym budżecie.

Polityka 20.2008 (2654) z dnia 17.05.2008; s. 90
Reklama