Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Egzekucja przy księżycu

Fot. Keven Law, Flickr (CC BY SA) Fot. Keven Law, Flickr (CC BY SA)
Rozmowa z Zenonem Kruczyńskim, dawniej myśliwym, dziś ekologiem, autorem książki 'Farba znaczy krew'.

Joanna Podgórska: – Ojciec przez pomyłkę zastrzelił syna na polowaniu, bo pomylił go z dzikiem, pijany myśliwy ostrzelał ciągnik – to wypadki z ostatnich dni. Często się zdarza, że myśliwi trafiają nie w to, co zamierzali?

Zenon Kruczyński: – Około 40 osób rocznie ginie w Polsce z cywilnej broni. Wiele jest rannych, i to ciężko, bo od broni myśliwskiej rany są ciężkie. Myśliwi to jedyna grupa w Polsce, a jest to uzbrojona stutysięczna armia, która ma prawo do strzelania w otwartym krajobrazie. Kule i śrut gwiżdżą wszędzie. To jest wiele milionów strzałów rocznie. Setki ton ołowiu wywalonych w glebę i w wodę. Mniejsza już o skutki ekologiczne, które są oczywiste, ale jeśli się ma takie możliwości strzelania, muszą zdarzać się wypadki.

Jaką mam gwarancję, że podczas spaceru w lesie nie dostanę śrutem?

Praktycznie żadnej. Trzeba mieć zaufanie do myśliwych. Nawet miejscowa ludność nie jest informowana o tym, że odbędzie się polowanie. Powinna wystarczyć zasada, że strzela się tylko wtedy, gdy wie się na pewno, do czego się strzela. Tyle że czasem nie wystarcza. Zwłaszcza gdy myśliwy jest po kielichu.
 

Pan także polował przez 20 lat. Ile zwierząt pan zabił?

Około tysiąca. Wypada około 50 rocznie. Trochę lepsza myśliwska średnia.

A ile zwierząt rocznie ginie w Polsce podczas polowań?

Ponad pół miliona.

Czy jakieś zwierzęta giną jeszcze w lasach śmiercią naturalną?

To dla myśliwych czysta strata, bo zabite zwierzę można sprzedać. Dążą do tego, żeby odstrzelić wszystkie zwierzęta oprócz stada podstawowego.

Polityka 43.2008 (2677) z dnia 25.10.2008; Ludzie i obyczaje; s. 112
Reklama