Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Gazeta zwana wyborczą

Jubileusz GW: Nie byłoby Trzeciej Rzeczpospolitej, jaką znamy, bez Adama Michnika i ludzi „Gazety”.
Najważniejszy polski dziennik wciąż nosi dziwną nazwę, niespotykaną w światowej prasie. To żywa, można powiedzieć, codzienna pamiątka po tamtych wyborach sprzed 20 lat, które dały początek wolnej Polsce, wolnej prasie i samej „Gazecie” – wtedy jeszcze w formie skromnego biuletynu świeżo zalegalizowanej opozycji. „Wyborcza” od początku była czymś więcej niż tylko gazetą, opisywała nową rzeczywistość – tak, ale przede wszystkim ją tworzyła, uczestnicząc – z pasją i energią – w kolejnych wyborach Polaków. I nie chodzi tu tylko o wybory polityczne: zmiana ustroju, całej organizacji życia społecznego, prywatnego i publicznego, wymagała przecież podejmowania nieustannych wyborów – jak, z jakich materiałów i według jakiego projektu budować nowy polski dom. Nie byłoby Trzeciej Rzeczpospolitej, jaką znamy, bez Adama Michnika i ludzi „Gazety”.

Jeśli przez prawie dwie dekady udało się Polakom utrzymać konsens wokół podstawowych strategicznych celów: wejścia do NATO i do Unii Europejskiej, przyjaznego ułożenia stosunków z sąsiadami, budowy liberalnej gospodarki i otwartego, solidarnego społeczeństwa – to w znacznej mierze dzięki skuteczności „Gazety” w kształtowaniu opinii publicznej. „Gazeta”, chociaż w kolejnym zawirowaniu politycznym musiała zrezygnować z historycznego podtytułu „Nie ma wolności bez Solidarności”, pozostała jednym z ostatnich spadkobierców wielkiego ruchu Solidarności, z jego entuzjazmem, otwartością, nadzieją, nieco naiwną wiarą w to, że ludzie są lepsi, niż się wydaje.

Przez to, że „Wyborcza” tak bezpośrednio angażowała się w projekt Trzeciej RP, gromadziła po drodze wrogów: ideowych, politycznych, z czasem – w miarę rozwoju wydawnictwa Agora – także biznesowych.

Polityka 19.2009 (2704) z dnia 09.05.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 6
Reklama