Ponieważ to tekst o tym, co lubią dzieci, zacznijmy od pewnej bajki zżycia wziętej. Dawno, dawno temu, w złych czasach II wojny światowej, żył sobie pewien bardzo mądry człowiek. Nazywał się Karol Borsuk ibył matematykiem. By utrzymać rodzinę, wymyślił grę. Wieczorami wycinał z najbliższymi jej plansze i figurki, a w dzień sprzedawał sąsiadom i obcym, by zarobić na chleb. Po wojnie gra popadła w zapomnienie, aż do momentu, gdy znalazł się gdzieś jej jeden okupacyjny egzemplarz. Blisko 90-letnia wdowa po profesorze zgłosiła się z nią do firmy Granna z uprzejmym pytaniem, czy nie dałoby się jej wskrzesić. Udało się. Dziś, 10 lat od tego momentu w Super Farmera grają już m.in. Amerykanie, Kanadyjczycy, Ukraińcy czy Turcy, a w samej Polsce sprzedaje się co roku 50 tys. jej egzemplarzy. Niestety, ta ciekawa i od początku polska gra to raczej wyjątek niż reguła na naszym rynku zabawek. Powtórzmy zatem pytanie: czym się bawią polskie dzieci?
Dzieci bawią się chińszczyzną
W rodzimym świecie zabawek widać głównie transporty z zagranicy. A konkretnie z Chin. Pochodzi stamtąd aż 9 na 10 sprzedawanych unas zabawek. Niekiedy ów wskaźnik potrafi być jeszcze wyższy. Na przykład w dziecięce instrumenty Chińczycy zaopatrują nas aż w 96 proc. Trudno znaleźć inną branżę dóbr konsumpcyjnych, którą ów import tak bardzo by zdominował. Wbrew pozorom chińskie wcale nie znaczy najtańsze inajgorsze. Fakt, że zalewająca bazary, część hurtowni czy Internet tandeta zwykle ma dalekowschodnie korzenie. Ale stamtąd pochodzi też większość oferty wielkich międzynarodowych koncernów, wykonana starannie i poddana wszelkim możliwym kontrolom jakości. Chińszczyzny nie unikniemy. Co roku Chiny wypuszczają w świat 22 mld zabawek!
W tej sytuacji polskim wytwórcom zabawek udaje się wcisnąć na krajowy rynek zaledwie 20 proc.