Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

I po co nam ten Lynch?

Prezentacja projektu studia filmowego Davida Lyncha, które ma powstać w ramach budowy nowego centrum Łodzi i centrum kultury w byłej elektrociepłowni EC1 Prezentacja projektu studia filmowego Davida Lyncha, które ma powstać w ramach budowy nowego centrum Łodzi i centrum kultury w byłej elektrociepłowni EC1 Łukasz Szeląg / Reporter
David Lynch, niby wybitny reżyser, a zupełnie nie umie liczyć. Chodzi o jego łódzką inicjatywę...

Lynch jest jednym z inicjatorów budowy w Łodzi Centrum Sztuki Filmowej. Otwarcie Centrum zaplanowane jest na 2012 r., a więc za trzy lata. Zapowiada, że ma zamiar nakręcić w nim jeszcze dużo filmów.

Lynch ma obecnie 63 lata, kiedy otworzy Centrum, będzie miał lat 60 i 6. W tym wieku przeciętny polski mężczyzna już od sześciu lat bawi na emeryturze, słusznie podkreślając, że przepracował średnio 35 lat, a więc należy mu się odpoczynek.  Lynch, oczywiście, jako artysta ma prawo mieć swoje ekstrawagancje, ale chyba przesadza z robotnością. Zadebiutował w wieku 20 lat, nakręcił ponad dwadzieścia filmów (m.in. Blue Velvet, Dzikość serca, Mulholland Drive) i na pewno na tym swoje zarobił, odpowiednio się przy tym namęczywszy. Po diabła mu więc ta cała robota? I to jeszcze facet zabiera się za tworzenie wielkiego Centrum w obcym dla siebie kraju (niektórzy Łodzianie zadają sobie pytanie, czego on szuka na naszej ziemi obiecanej), zamiast cieszyć się w pozycji horyzontalnej urokami amerykańskiego krajobrazu.

U nas o reżyserach już lekko powyżej 50-tki mówi się, że są za starzy na pojmowanie kaprysów sztuki filmowej, choć zazwyczaj debiutują około 36. roku życia. Wajda liczy już sobie wprawdzie lat 80., ale wiele osób ma mu za złe, że w ogóle jeszcze cokolwiek robi zamiast leżeć na kanapie i popijać ziółka lub piwo. Jak ktoś chce pracować dłużej, to od razu budzą się w rodakach - skądinąd uzasadnione - podejrzenia: co z tego ma? Najwyżej trochę więcej pieniędzy, co Polak często olewa, bo należy mu się przecież emerytura. Satysfakcji z pracy raczej nie ma, bo jak dłużej pracuje niż wynosi średnia krajowa, to zasługuje na miano frajera albo cwaniaczka, który naciąga pracodawcę.

Tymczasem, już od socjalizmu, wiadomo, że do naciągania znacznie lepiej nadaje się państwo.

Reklama