W najnowszym filmie Romana Polańskiego tytułowy autor widmo za 250 tys. dol. zamienia nudną autobiografię brytyjskiego premiera w pasjonującą opowieść. Biografie są modne nie tylko w filmie – wystarczy zajrzeć do księgarń w Berlinie, Londynie czy Nowym Jorku. W Niemczech wydarzeniem jest nowa biografia Evy Braun (jednak kochała się z Hitlerem), w Wielkiej Brytanii ukazała się właśnie książka o Arthurze Koestlerze (był wybitnym umysłem, ale i maniakiem seksualnym), Stany czekają na pierwszą biografię prezydencką Baracka Obamy (będzie zawierała niepublikowane listy od matki). Na tym tle „Kapuściński non-fiction” nie jest niczym wyjątkowym – osobliwe są raczej emocje, jakie wzbudziła ta książka, i fakt, że to pierwsza krytyczna biografia jednego z wielkich Polaków XX w.
Non-fiction to nie tylko fragment tytułu książki Artura Domosławskiego, ale także angielskie określenie na wszystko, co nie jest literaturą piękną. Nie chodzi do końca o naszą literaturę faktu, bo prym wśród niefikcji wiedzie dziś literatura życia – life writing, jak mówią Anglosasi, a więc wspomnienia, dzienniki, korespondencje i najważniejsze: biografie. Gatunek niby doskonale znany, ale za granicą uprawiany o wiele swobodniej, na wyższym poziomie literackim, a przede wszystkim na znacznie większą skalę niż w Polsce. Tylko w Wielkiej Brytanii, ojczyźnie biografii, w sprzedaży było w ubiegłym roku 49 tys. książek tego gatunku, w tym 4403 tytuły wydane w 2009 r. W ciągu roku sprzedano 13 mln egzemplarzy biografii i autobiografii. Dla porównania – sprzedaż literatury pięknej wyniosła w tym samym czasie 77 mln egzemplarzy (dane za Nielsen BookScan).
A w Polsce? – Jesteśmy krajem paradoksalnym: nasze najciekawsze życiorysy pozostają nieopisane – mówi Beata Stasińska, szefowa wydawnictwa W.