Antropologowie, socjologowie, psychologowie i językoznawcy są zgodni: zajmowanie się tym, co powszednie i potoczne, jest dziś w naukach społecznych po prostu modne. Jak mówił prof. Roch Sulima na zorganizowanej w Elblągu, pod auspicjami naszej redakcji, konferencji kulturoznawczej „Codzienność kręci”: „ludzie chcą mieć dziś nie tylko kulturę, ale chcą mieć wreszcie przyzwoitą, satysfakcjonującą, a może nawet porywającą, »niecodzienną« codzienność. Idzie zatem nie tylko o to, co partytury codzienności »robią« z ludźmi, ale o to, co ludzie »robią« z codziennością, jak wplata się ona w potoczne aksjologie, jak rodzi się i oddziałuje idea i wartość codzienności”.
Zapewne większość z nas na pytanie o codzienność zareagowałaby zdziwieniem albo nawet irytacją: wszak chodzi o coś najzupełniej oczywistego. Codzienność nie wymaga definiowania, bo każdy ją ma, przeżywa, choć – być może – rzadko skłonny jest ją oceniać. A jednak socjologowie od dawna się nią zajmują, by wspomnieć choćby wydaną ponad pół wieku temu słynną książkę Ervinga Goffmana „Człowiek w teatrze życia codziennego”.
Ulice, czyli seksualna wystawka
Codzienność dzisiejsza może być zaskakująca i – zwłaszcza na tle tej dawnej – zupełnie niecodzienna. Zdaniem socjologa Tomasza Szlendaka, codzienność współczesnego miasta jest radykalnie przeniknięta seksem. Miasto jest opanowane przez seks i na seksie posadowione, jest rajem zindywidualizowanej seksualności, w rezultacie czego stało się dla wielu seksualnym piekłem z codzienną nadobecnością erotycznych bodźców. Ulice miasta są seksualną wystawą i przestrzenią wymiany skanujących spojrzeń. Geografia miasta to geografia codziennych wyborów seksualnych, swego rodzaju seksualna gra w społeczne klasy.