Publiczny wizerunek Courbeta jako artysty i człowieka ukształtował się już za jego życia w XIX w. i przetrwał w stanie zasadniczo niezmienionym do dziś. W sztuce postrzegany jest jako rewolucjonista, który wprowadził realizm najpierw do wypełnionych studentami artystycznych kafejek Paryża, a później na francuskie salony. Trochę z chłopskiej przekory i nieskomplikowanego pojmowania świata zaczął malować tak, że przy okazji otworzył w sztuce nowe drzwi, przez które wywiało romantyzm, a przywiało myśl, by w malarstwie pokazywać świat taki, jaki jest w rzeczywistości. Odrzucił patos, skłonność do rodzajowych scen, balansujące na granicy kiczu wizje historyczne i orientalne, opowiadanie pędzlem anegdot. Musiał przyjąć odpowiednią dawkę upokorzeń od krytyków, kolegów po fachu, od publiczności, a nawet od władz.
Malował to, co widział
Napoleon III na widok jego „Kąpiących się” odwrócił wzrok i rzucił: To obrzydliwe, a ministrowie odpowiedzialni za zamówienia publiczne ignorowali artystę nawet wówczas, gdy świat przekonał się już do jego sztuki. Courbet to wszystko przetrzymał i dlatego dziś niektóre jego obrazy to obowiązkowe punkty przystankowe w muzeach: „Pogrzeb w Ornans” i „Pracownia malarza” (Musée d’Orsay), „Spotkanie” (Musée Fabre w Montpellier) czy „Przesiewaczki zboża” (Musée des Beaux-Arts w Nantes). Oczywiście, ta lista powinna zaczynać się od słynnych „Kamieniarzy”, ulubionego obrazu socjalistycznych historyków sztuki, ale Brytyjczycy skutecznie zbombardowali go w Dreźnie w czasie II wojny światowej.