Javier Marías, 59-letni pisarz hiszpański, pisze dla czytelników, których podobno już nie ma. Tasiemcowe zdania. Retrospekcje rozciągające jedną minutę akcji na 80 stron. To jednak jego powieści rozeszły się na świecie w łącznym nakładzie pięciu milionów egzemplarzy! Jego przetłumaczona właśnie na polski powieść z 2007 r. „Twoja twarz jutro” (1600 stron) zebrała w Europie entuzjastyczne recenzje.
Polski czytelnik musi się jednak uzbroić w cierpliwość. Na razie otrzymuje tylko pierwszą część trylogii. I po jej lekturze może jeszcze nie bardzo wiedzieć, o co autorowi tak naprawdę chodzi... Ale taki jest zamysł autora. Kusić czytelnika podglądaniem agentów brytyjskiego MI6 w akcji dziś i 70 lat temu. Zwodzić go okrutnymi epizodami z hiszpańskiej wojny domowej i walki wywiadów.
Zaczyna się od tego, że prof. Peter Wheeler, iberysta, a w czasie wojny agent brytyjskiego wywiadu w Hiszpanii, poleca do jednej z agend MI6 swego hiszpańskiego studenta Jaime Dezę, z którego ojcem, republikaninem, kiedyś współpracował. Zadaniem Dezy będzie rozszyfrowywanie charakteru wskazanych osób, aby móc przewidzieć ich zachowanie w sytuacjach skrajnych. Choćby siłę woli jakiegoś generała, który szuka poparcia Anglii do obalenia dyktatury Chaveza w Wenezueli. Albo spolegliwość partnerów trudnej operacji biznesowej. Czy choćby tylko potencjalną wierność współmałżonka szefa mafii. Krótko mówiąc: przyszłą twarz analizowanego...
Zimna wojna się skończyła. Rozpadły się niewidzialne fronty i stopniały państwowe fundusze na tajne służby, które na własną rękę muszą szukać dla siebie sponsorów i racji bytu. Nie podlegają wnikliwej kontroli politycznej, zdają się przypominać tajne związki i loże masońskie sprzed dwustu lat. Ich szefom wydaje się, że posiadają wiedzę tajemną o możnych tego świata i ich słabościach, którą w każdej chwili mogą ujawnić dla sobie tylko wiadomych celów. A agenci dostają zawrotu głowy od poczucia, że należą do elity stojącej ponad prawem. Przypadek naszego „agenta Tomka” dowodem, że nie jest to tylko literacka fantazja.
Taki właśnie jest szef tej agendy MI6, do której zwerbowany został Deza. Bernard Tupra pochodzi gdzieś z Europy Wschodniej, ale nie bardzo wiadomo, jakie jest jego prawdziwe nazwisko. Swym podwładnym nigdy też nie tłumaczy, jaki użytek robi z przygotowywanych ekspertyz. Za to imponuje im cyniczną siłą woli i żelazną samokontrolą.
Jednak prawdziwym guru Dezy jest Wheeler. Sarkastyczny emeryt, wyrafinowany znawca literatury, dozujący perły dykteryjek ze swej kariery agenta. Na party w dworku Wheelera Deza dostrzega na schodach zarys zaschniętej plamy krwi. Odruchowo wyciera ją, ale gdy później pyta, skąd się wzięła – domownicy zaprzeczają jej istnieniu. Na wyjaśnienie tej zagadki polski czytelnik musi jednak poczekać do trzeciego tomu. Natomiast na wejście Dezy w samo jądro psychiki agenta – do przekładu na polski części drugiej.
Współczesne jądro ciemności
Druga część tej metafizycznej powieści szpiegowskiej kończy się – zdaniem „Guardiana” – jedną z najbardziej niesamowitych scen we współczesnej prozie europejskiej. Deza jest świadkiem, jak Tupra masakruje i zastrasza hiszpańskiego dyplomatę. Najpierw podtapia go, potem łamie mu żebra, a w końcu grozi mu ścięciem głowy krótkim obosiecznym mieczem...
Przerażająca scena. Absurdalna, a jednak mająca swą wewnętrzną logikę (bucowaty dyplomata uraził współpracującego z Tuprą mafioso nazbyt nachalnie tańcząc z jego żoną). Deza jest wstrząśnięty zarówno zimną brutalnością swego szefa, jak i własną biernością. Poniewczasie wyrzuca Tuprze, że przecież nie można tak ni stąd, ni zowąd masakrować i łamać ludzi. Na co słyszy chłodne: „A niby dlaczego nie można?”. Po czym mistrz zaprasza ucznia do siebie i pokazuje mu kilka nagrań ze swego archiwum DVD. Sfilmowaną potajemnie w pokoju hotelowym orgię konserwatywnej posłanki z dwoma żigolakami. Dwóch znanych aktorów w czasie kokainowej „podróży” z członkiem rodziny królewskiej. Prezydenta Busha obecnego przy torturowaniu terrorysty Al-Kaidy w amerykańskim więzieniu: ofiara jest trzykrotnie na kilka sekund wieszana i odratowywana. Znanego przedsiębiorcę sfilmowanego wśród widzów meksykańskiej niby-corridy, w czasie której koń na arenie rozrywa swym członkiem kobietę, jedną z tysięcy tych, które w Meksyku corocznie giną bez wieści. Deza widzi też, jak trzech facetów za niespłacone długi kijami bilardowymi gruchocze kości starszemu mężczyźnie. To ojciec jednej ze współpracownic Tupry (ta jest przekonana, że uległ wypadkowi).
Film podrzuciła mafia. Ale Tupra przechowuje go na wszelki wypadek, gdyby trzeba było wywrzeć nacisk na dziewczynę. I na zakończenie tej lekcji, do czego ludzie są zdolni, Tupra pokazuje Dezie scenę wyłupywania oczu związanemu mężczyźnie – oprawcą jest ten sam mafioso, z którego żoną tańczył hiszpański dyplomata...
To tajne archiwum jest dokumentacją jądra ciemności współczesnego świata. Tortury, na które poufnie zezwalają politycy, by zaraz potem się ich publicznie wyprzeć. Na chłodno zaplanowana zemsta. Okaleczanie fizyczne i psychiczne jako „akt pedagogiczny”.
A tajemnica plamy krwi na podłodze u Wheelera? Jego żona pracowała w czasie wojny w tej samej sekcji MI6, której szefem jest teraz Tupra. Wtedy zajmowała się „czarną propagandą” na III Rzeszę. Mimochodem opowiedziała swemu szefowi, że wuj jej niemieckiej przyjaciółki wstąpił do SS, by ukryć swe żydowskie pochodzenie. Wywiad brytyjski natychmiast to wykorzystał, by wywołać zamęt w otoczeniu Himmlera. W konsekwencji niemal całą rodzinę wywieziono do Oświęcimia i zagazowano. Gdy po wojnie Valerie dowiedziała się o tym, zastrzeliła się na oczach Wheelera. Ale plama krwi równie dobrze mogła pochodzić od chorego na płuca Wheelera.
Blisko Prousta i Musila
James Lasdun, recenzent „Guardiana”, trylogię Maríasa widzi jako część tradycji Cervantesa i Sterne’a. Przyznając zarazem, że jest odległa od dzisiejszych kanonów literatury anglosaskiej, za to bliska wielkim panoramom epok, jak „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta czy „Człowieka bez właściwości” Roberta Musila. Wychwala Maríasa za erudycję i przyznaje, że znakomicie oddał zarówno mentalność hiszpańską, jak i brytyjską. I kończy peanem: „Ze swą jedyną w swoim rodzaju narracją, znakomitą prezentacją miłości i zagubienia, ponurym humorem, jest to być może pierwsze autentyczne arcydzieło literackie XXI w.”. Z kolei Orhan Pamuk uważa, że Marías zasłużył na literackiego Nobla.
„Twoją twarzą jutro” Marías wystawił literacki pomnik swemu ojcu, profesorowi filozofii. Ale jego ojcem duchowym jest sir Peter Russell, pierwowzór Wheelera, wykładowca historii i literatur iberyjskich na Oxfordzie, w latach 30. i 40. agent MI6. W czasie szkolenia Russell był wielokrotnie ciężko pobity przez instruktorów. Miała to być zaprawa na wypadek ciężkiego przesłuchania przez wroga. W czasie wojny domowej w Hiszpanii został złapany jako szpieg i miał być rozstrzelany. Ale generał Franco polecił go uwolnić. Latem 1940 r. Russell konwojował z Lizbony na Bahamy księcia i księżną Windsoru. Miał rozkaz zastrzelić ich, gdyby mieli wpaść w ręce Niemców.
Przede wszystkim jednak – podkreślają recenzenci – ta wielka powieść jest pomnikiem wystawionym bezbronnie pomordowanym w XX w., którzy zakopani w anonimowych grobach wciąż opowiadają swoje historie. Świadomość, że również zbrodniarz może być ofiarą, odbiera wprawdzie nadzieję na zbawienie w zaświatach, konstatuje Markus Gasser w „Süddeutsche Zeitung”, ale „zarazem pozwala pisarzowi spojrzeć na nasz świat oczyma Boga, którego uwadze nie ujdzie żaden szczegół. Czytelnik ma wrażenie, że sam może być jednym z tych upiorów Maríasa. I to jest najbardziej niesamowite dokonanie tego arcydzieła”.
„Twoja twarz jutro” to powieściowa fikcja, która jednak znajduje swe dokładne odbicie w świecie realnym. Brytyjski kontrwywiad MI5 tak oto charakteryzował w czasie wojny hiszpańskiego attaché pasowego w Londynie, agenta Abwehry Angela Alcazar de Velasco: „To dziwny typ. Jest Cyganem z pochodzenia i jako chłopiec był w Madrycie pucybutem. Potwornie ambitny, aby zdobyć pieniądze na kształcenie, został torreadorem. Bardzo wcześnie wstąpił do Falangi. Opowiadał, że początki kariery politycznej zawdzięcza morderstwu na republikańskim policjancie. Dzięki sile charakteru ten samouk opanował i sterroryzował kolonię i ambasadę hiszpańską w Londynie – z wyjątkiem ambasadora, księcia Alby. Na rozmowę w Foreign Office przyszedł w mundurze Falangi. W Savoyu jadł rybę palcami, a w łaźni tureckiej pokazywał swoją technikę walki z bykami. Nie ukrywa swych sympatii do Niemiec...”. Pikanterii tej charakterystyce dodaje fakt, że ambasadę hiszpańską w Londynie rozpracowywał wówczas Anthony Blunt, obok Kima Philby jeden z „pięciu wspaniałych”, czyli wtyczek Moskwy w brytyjskim wywiadzie.
Dwie Hiszpanie
Arcydzieła literatury pięknej to samo życie. W powieści Maríasa jakaś stara kobieta jadąc madryckim tramwajem przypomina sobie, że gdy za czasów republiki była w milicji, to w domu, obok którego właśnie przejeżdżają, zlikwidowała rodzinę „wrogów ludu”.
Taki sam nawrót pamięci opisał niedawno we „Frankfurter Allgemeine” niemiecki iberysta Paul Ingendaay. 91-letni dziś Laurentino Fernandez z kastylijskiej wioski Lario miał 18 lat, gdy po jego matkę, nauczycielkę miejscowej szkoły – niech i tu ma nazwisko, Maria de los Desamparados – przyszli w 1936 r. frankiści. Gdy przygotowywali się do egzekucji, broniła się i krzyczała. Cała wioska słyszała to, ale nikt nie stanął w jej obronie. Po czym zabrano również ojczyma chłopaka. Aby go wyciągnąć z więzienia, Fernandez wstąpił do wojska i jako żołnierz Błękitnej Dywizji, wysłanej przez Franco Hitlerowi, walczył w Rosji. Po wojnie ożenił się z córką wysokiego rangą frankisty i zrobił karierę w ministerstwie wojny. Jednak gdy przeszedł na emeryturę, wrócił do komunizmu i rodzinnej wioski. Długo szukał miejsca, w którym zakopano jego matkę. I nie krył się z nienawiścią do państwa, któremu służył całe życie. Uspokoił się, gdy wolontariusze pomogli mu odnaleźć szczątki i pochować je na cmentarzu...
Przez całe dziesięciolecia dwie Hiszpanie – postfrankistowska i postrepublikańska – milczały obok siebie. Teraz jednak z puzzli swych życiorysów układają wielką hiszpańską opowieść o XX w.
Twoja twarz jutro, Javier Marías, tłum. Ewa Zaleska, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2010 r.