Bartek Chaciński: – Kraków, który widzimy za oknem, daleki jest od stereotypu industrialnych miast, w których rozwijała się muzyka techno. Dlaczego tu wracasz?
Aphex Twin: – Zaprosili mnie.
Zapraszają cię nie tylko tutaj.
Ale tu muszą mnie chyba lubić. Poza tym podobało mi się poprzednio. W 2009 r. zagrałem na festiwalu Sacrum Profanum dwa koncerty. Sporo ostatnio koncertowałem jako didżej i mam zamiar od tego odpocząć, a wiele zależy od tego, jak pójdzie mi z realizowanym dla was [na Europejski Kongres Kultury – przyp. red.] projektem poświęconym Pendereckiemu. Bo myślę o przygotowywaniu w przyszłości instalacji dźwiękowych albo jakichś projektów klasycznych.
Znudziłeś się?
Coś w tym stylu. Powtarzanie tego samego jest nużące.
Wiele lat minęło od twojej ostatniej płyty. Nagrywasz?
Cały czas, ciągle pracuję w studiu – a właściwie w studiach. Mam ich cztery do różnych celów. Porzuciłem za to pracę na laptopie, w samolotach, w biegu.
Kiedyś wydawałeś się zafascynowany laptopem jako narzędziem pracy.
Tak było. Wykorzystanie przenośnej maszyny do celów muzycznych było jak sen. Gdy zaczynałem korzystać z przenośnego komputera w latach 1994-95, nie było takiego wyboru oprogramowania – taka sytuacja starzała wyzwania. Owszem, laptop uwalnia cię od pracy w jednym miejscu, ale na koniec stwierdzasz, że brakuje ci dobrego odsłuchu, że jednak brak ci studia.
Jak zmienia muzykę fakt, że potrzebne narzędzia – laptopa i proste oprogramowanie – może dziś mieć niemal każdy?