Elżbieta Sikora, kompozytorka mieszkająca w Paryżu od 1981 r., już kilka lat temu wpadła na pomysł, by z Marii Curie uczynić bohaterkę opery. Ale na to, że 15 listopada w paryskiej siedzibie UNESCO Zespół Opery Bałtyckiej zaprezentował po raz pierwszy „Madame Curie”, złożył się cały splot okoliczności. Jedną z nich jest Międzynarodowy Rok Chemii i powiązany z nim rok Marii Skłodowskiej-Curie, przypadający w stulecie przyznania jej Nagrody Nobla (drugiej w jej dorobku, ale pierwszej, którą otrzymała sama). Drugą – polska prezydencja w Unii Europejskiej. Kolejną – fakt, że prezydent Gdańska zgodził się firmować i finansować, rozłożony na kilka lat, projekt Opery Bałtyckiej „Opera Gedanensis”, w ramach którego zamawiane są u kompozytorów nowe dzieła powiązane w jakiś sposób z miastem. W tym wypadku powiązaniem jest sama kompozytorka, która wychowywała się w Gdańsku, zanim rozpoczęła studia w Warszawie. „Madame Curie” jest pierwszym utworem zamówionym w tym cyklu.
Intrygująca bohaterka
Skąd pomysł, by prawykonanie zorganizować w UNESCO? Ponieważ właśnie ta organizacja jest współorganizatorem Międzynarodowego Roku Chemii. Sala, pełniąca zwykle funkcję konferencyjnej, nie jest najbardziej odpowiednia dla wydarzeń muzycznych (kilkanaście lat temu NOSPR zagrał tu koncert poświęcony pamięci Witolda Lutosławskiego i akustyka jego dziełom wybitnie nie sprzyjała), a operę pokazano tu po raz pierwszy. Jednak, gdyby chcieć wejść w Paryżu do jakiegoś teatru, kosztowałoby to zapewne odpowiednio, poza tym trzeba by to organizować z paroletnim wyprzedzeniem.