Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Pianista Warszawy

Niezapomniany Szpilman

Władysław Szpilman w warszawskim studiu Polskiego Radia (1946 r.). Władysław Szpilman w warszawskim studiu Polskiego Radia (1946 r.). Stanislaw Dąbrowiecki / PAP
Najlepszym prezentem dla Szpilmana – gdyby mógł dziś świętować swoje okrągłe urodziny – byłby fakt, że nie zapomniało o nim ani jego radio, ani ulubione miasto, ani cały świat.
Władysław Szpilman z rodzicami w 1935 r.Laski Collection/East News Władysław Szpilman z rodzicami w 1935 r.

Sto lat temu, dokładnie 5 grudnia 1911 r., urodził się Władysław Szpilman. Kiedy ktoś nazywa się Szpilman – czyli Grajek – i przychodzi na świat w rodzinie muzyków, na dodatek w Sosnowcu, mieście Jana Kiepury, wiadomo, kim będzie – pianistą, kompozytorem, aranżerem.

Wykładowcy warszawskiego konserwatorium wcześnie poznali się na młodym talencie. Nie tylko zresztą oni: 20-latek zdobył stypendium Akademii Sztuki w Berlinie.

Doskonalił kunszt wirtuoza fortepianu pod okiem profesorów Schnabla i Kreutzera, uczył się kompozycji na zajęciach profesora Schrekera. Epizod berliński odegrał ważną rolę w jego biografii. Ostatnie lata Republiki Weimarskiej to triumfy jazzu, rewie Friedricha Holländra (autora szlagierów Marleny Dietrich), songi Kurta Weilla, teatr Reinhardta, eksperymenty Brechta. No i kabarety polityczne, znienawidzone przez hitlerowców.

Szpilman zapamiętał wizyty w kabarecie Katakumby. Jego szef Werner Finck tak tłumaczył tę nazwę: „W katakumbach chronili się pierwsi chrześcijanie. A dziś ostatni...”. Na jednej z premier pojawili się faszystowscy bojówkarze. „Parszywy Żyd” – ich herszt wskazał na Fincka. „Pan się myli – sprostował konferansjer, zresztą stuprocentowy Aryjczyk. – Ja tylko tak inteligentnie wyglądam...”.

Berlin utwierdził gościa z Polski w przekonaniu, że tłem muzyki rozrywkowej winno być miasto. Jego rytm, kroki przechodniów, klaksony samochodów i autobusów. A tematami piosenek nie jedynie zwiędłe kwiaty na grobach miłości, lecz sport, nowe domy, zmiany w miejskim krajobrazie. Po latach przydała się ta lekcja kompozytorowi „Czerwonego autobusu” i optymistycznego ponaglenia „Pójdę na Stare Miasto – nie byłem tam od wczoraj”.

Polityka 49.2011 (2836) z dnia 30.11.2011; Kultura; s. 88
Oryginalny tytuł tekstu: "Pianista Warszawy"
Reklama