Tegoroczny laureat Paszportu POLITYKI w dziedzinie teatru, 29-letni reżyser Krzysztof Garbaczewski jednym tchem wymienia planowane realizacje: „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta, „Ucztę” Platona, „Fausta” Goethego i… „Calineczkę” Andersena. Ma być: „Nowoczesna, supertrendy, dla dzieci hipsterów”.
Jeszcze niedawno żadnemu twórcy ambitnego, i do tego modnego, teatru, pokroju Garbaczewskiego, podobne deklaracje nie przeszłyby przez gardło, a pewnie i nie pojawiły się w głowie. Przez całe dekady w teatrze i generalnie – w kulturze, istniał ścisły podział na twórczość dla dorosłych i twórczość dla dzieci. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Szykownie jest pojawić się z potomstwem w kinie, w teatrze, wspólnie zwiedzić wystawę czy pójść na koncert. A fraza: „Przychodzi hipster z dzieckiem do baru”, przestała być początkiem dowcipów z tej najchętniej po emo obśmiewanej subkultury. Skoro są klubokawiarnie dla rodziców z dziećmi, wkrótce pewnie będą i bary. Kultura i rozrywka – od tej najambitniejszej po masową – familizują się czy, bardziej swojsko, urodzinniają. To kultura, która ma własne kody, schematy, swoją klasykę, dzieła kultowe, hity i kity.
Shrek i koledzy
Impuls przyszedł z kina. Wielki sukces – jednocześnie artystyczny, masowy i kasowy – pierwszej części „Shreka” w 2001 r. zachęcił inne studia filmowe do stworzenia działów do spraw nowoczesnych produkcji familijnych. Przepis na sukces zastosowany przez firmę DreamWorks w opowieści o perypetiach mizantropicznego ogra, gadatliwego osła i księżniczki znającej kung-fu, został, z lepszym bądź gorszym skutkiem, powielony w setkach dzieł ze wszystkich dziedzin kultury.