Przez ostatnie lata o repertuarze Teatru Telewizji decydowali politycy, historycy i filmowcy, najmniej do powiedzenia mieli ludzie teatru. Do jesieni ubiegłego roku sztandarowym cyklem Teatru Telewizji była Scena Faktu, produkująca tanie filmy historyczne, ze scenariuszami współtworzonymi przez historyków z IPN. Były wśród nich dzieła, które przetrwają swój czas, jak choćby świetne „Rozmowy z katem” Kazimierza Moczarskiego w reż. Macieja Englerta, z wielką kreacją Piotra Fronczewskiego, czy późny, lżejszy i mniej jednoznaczny „Prezent dla towarzysza Edwarda G.” w reż. Janusza Dymka. Większość produkcji jednak zlała się w jeden ciąg martyrologicznych scen z polskimi patriotami torturowanymi przez zezwierzęconych ubeków w skórzanych kurtkach.
Filmowa narracja, plenery, filmowi i serialowi aktorzy to były również cechy charakteryzujące nieliczne, mające równoważyć opowieści z dziejów PRL, realizacje teatralnej klasyki (m.in. „Szkoła żon” Moliera w reż. Jerzego Stuhra czy „Wróg ludu” Ibsena w reż. Piotra Trzaskalskiego) i współczesnych fars („Pozory mylą” Alana Ayckbourna w reż. Janusza Majewskiego).
Wielką zmianę odtrąbiono jesienią. Nowy – wreszcie teatralny – Teatr Telewizji symbolicznie sięgnął do korzeni telewizyjnej sceny, czyli do transmisji spektakli na żywo, ze studia. Na pierwszy ogień miały pójść „32 omdlenia” – trzy komediowe jednoaktówki Czechowa z Teatru Polonia w reżyserii Andrzeja Domalika, z Krystyną Jandą, Jerzym Stuhrem i Ignacym Gogolewskim w rolach głównych.