Jeszcze zanim Depardieu wywołał skandal, przyjmując rosyjskie obywatelstwo i chwaląc tamtejszą demokrację, głośno było o jego rezydencji w paryskiej dzielnicy Saint-Germain-des-Prés, którą aktor wystawił na sprzedaż. Mur wzdłuż wąskiej ulicy Cherche-Midi zdradza niewiele. Agencja nieruchomości i kilka kolorowych pism pokazało jednak, co jest w środku: posiadłość o powierzchni 1,8 tys. m kw., składająca się z kilku domów połączonych tarasami i ogrodem we wszystkich barwach lata i jesieni. Główny XIX-w. budynek został pieczołowicie odrestaurowany, wyposażony w szklane ściany i okna w suficie. Wstawiono windę i basen w podziemiach. Pod młotek idzie razem z dziełami sztuki, m.in. rzeźbami postaci naturalnych rozmiarów.
Rozmiary majątku aktora, który ma też zamek nad Loarą, były tylko częściowym zaskoczeniem. Przez lata był jedną z najlepiej opłacanych francuskich gwiazd. Według rankingu opublikowanego przez dziennik „Le Figaro” dwa razy – w 2003 i 2005 r. – okazał się wręcz najbogatszy, zarabiając po 3 mln euro rocznie. Paryską posiadłość kupił jeszcze w 1994 r. za 25 mln franków (równowartość dzisiejszych 4 mln euro). Przez lata w nią inwestował i dziś wyceniana jest na 50 mln euro.
Jego dochody pochodzą nie tylko z aktorskich gaż. Ma kilka restauracji, sklep rybny, koncesję na sprzedaż skuterów, winnice we Francji, Włoszech, Maroku, Algierii, Argentynie, a według ukraińskiej prasy także na Ukrainie. Jego DD Productions wynajmuje pojazdy specjalne, np. charakteryzatornie, na plany filmowe. Zainwestował w wydobycie ropy na Kubie.